Subscribe:

sobota, 6 kwietnia 2013

Jan Paweł II - Rodowód - Dom przy Kościelnej


KAROL WOJTYŁA, późniejszy Jan Paweł II, urodził się we wtorek 18 maja 1920 roku w Wadowicach. Majowe dni były wtedy bardzo pogodne. Ten dzień zapewne również jaśniał od wiosennego słońca. Nie miał to być zwykły dzień. Wielu ludziom wydawało się wówczas, iż zapisze się on wręcz złotymi zgłoskami w historii. Oczywiście, zapisze nie dlatego, że w małej mieścinie na południu Polski przyszedł na świat jakiś chłopiec.
Ów wtorek 18 maja był dniem wielkiego triumfu Józefa Piłsudskiego. Tego dnia, w godzinach popołudniowych, Warszawa powitała marszałka jako zdobywcę Kijowa, bo właśnie specjalnym pociągiem, ozdobionym zielenią i kwiatami, wrócił z Ukrainy, gdzie toczył dziwną, szaloną i zgoła dziś już nieprawdopodobną, a jednak rzeczywistą, wojnę z Rosją radziecką. Walki były zacięte. Kijów został wzięty przez "białych panów polskich" 7 maja. W parę dni później na Kreszczatiku odbyła się okazała, trzygodzinna defilada, którą przyjmował świeżo awansowany jenerał-porucznik - tak brzmiał wówczas jego stopień - Śmigły-Rydz. Wśród kwitnących kasztanów ładnie błyskały szable kawaleryjskie i maszerowali równo piechurzy w pełnym frontowym rynsztunku, a szeroki trakt pozwolił również na pokaz armat i samochodów pancernych. Zielone kopuły Kijowa znalazły się w rękach polskich! Wiwatowano i cieszono się. Radość sprawiał nawet wielbłąd, który w starciu z oddziałami turkiestańskimi został zdobyty przez ułanów jazłowieckich. Co prawda czerwonoarmiści wciąż sterczeli nad Dnieprem. Z wypuszczonego na niebo, malowniczego balonu można było śledzić niezbyt pocieszające przegrupowania. Mało kto jednak tym się przejmował, gdy biły werble na paradzie kijowskiej, a jeszcze mniej prawda o trudnym położeniu docierała do Warszawy.
[...]
W Belwederze, tak jak na dworcu, dokonano prezentacji broni i odegrano hymn.
[...]
Posłowie przerwali obrady, a marszałek sejmu Trampczyńnki ruszył naprzód z patetyczną oracją.
"Sejm cały - powiedział - przez usta moje wita Cię, Wodzu Naczelny, wracający ze szlaku Bolesława Chrobrego. Od czasów Chocimia naród polski takiego triumfu oręża polskiego nie przeżywał, ale nie triumf nad pogrążonym wrogiem, nie pycha narodowa rozpiera nasze serca. Historia nie widziała jeszcze kraju, który by w tak trudnych warunkach jak nasze tworzył polską państwowość ..."
Marszałek Trampczyński nie dodał, iż historia rzadko oglądała też kraje, które by w takich warunkach, licząc chyba tylko na jej zmiłowanie, wyprawiały się po sukcesy militarne. Tenże sejm, gdy Warszawa stawiała bramy triumfalne, zastanawiał się, jak poprawić zaopatrzenie ludności w sól i przeciwdziałać ubiegłorocznej "klęsce kartoflanej", która doskwierała na przednówku. Brakowało wszystkiego. Na tak zwane kupony były wydzielane chleb, mięso, cukier i nafta. Towarzystwo Ochrony Dzieci i Młodzieży ogłosiło apel: "Ratujmy dzieci!", zwracając się do społeczeństwa z prośbą o datki pieniężne na pomoc dla najmłodszych. Dla najmłodszych - do lat sześciu - dopiero w końcu czerwca można było wydać po trzysta gramów białego cukru za dwa zaległe miesiące, pod warunkiem przedstawienia przy zakupie kuponów z numerami 86 i 87 oraz metryki urodzenia dziecka. Prawdopodobnie skorzystała z tego chętnie matka nowo narodzonego chłopca z Wadowic; można nawet przypuścić, iż dzięki niemu mogła się napić herbaty z cukrem. Ale i tak nie zmienia to faktu, że przyszedł on na świat w bardzo ciężkim okresie.
Do kłopotów aprowizacyjnych dołączyły się wkrótce niepowodzenia frontowe, strajki robotnicze, "gwałty czeskie" - jak to nazywała prasa - w okolicach Karwiny, podobne "gwałty" ze strony Niemców na Górnym Śląsku, a wreszcie epidemia tyfusu. W połowie czerwca trzeba było ustąpić z wyludnionego i zniszczonego Kijowa. [...]
Jednakże wojna 1920 roku, choć miała jeszcze potem kilka błyskotliwych epizodów polskich, nie przyniosła sukcesu biednemu i zmęczonemu krajowi. Pozbawiła go natomiast niektórych zbyt zuchwałych złudzeń o własnej sile.

Zajrzyjmy teraz do Wadowic, gdzie urodził się i wychowywał przyszły papież [...]



Wadowice to ciche i schludne miasteczko nad rzeką Skawą, wijącą się u podnóża lesistych pasm Beskidu Małego. Zostało założone jeszcze w czasach piastowskich (1329), lecz nigdy nie wyrosło z ram statecznej prowincjonalności i podbeskidzkiego folkloru, który w dwudziestoleciu międzywojennym zasłynął lipowymi świątkami miejscowego chłopa-samouka, Jędrzeja Wowry. Oddalone od Krakowa o pięćdziesiąt kilometrów w kierunku południowo-zachodnim, miasteczko to liczy obecnie około piętnastu tysięcy mieszkańców, czyli dwa razy więcej niż przed 1939 rokiem. Zawsze była to miejscowość mała i niepozorna.
[...]
Przenieśmy się (...) na rynek wadowicki. Góruje nad nim piękny barokowy kościół parafialny. [...]
Kościół jest pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. Ale szczególniejszej czci doznaje w nim Matka Boska Nieustającej Pomocy, której bizantyjskie oblicze wyłania się  ze złocistego ołtarza znajdującego się w kaplicy tuż przy kruchcie. Santa Maria de Perpetuo Succurso - jak głosi napis - zdaje się być opiekunką Wadowic, o czym świadczą liczne zawieszone wota. [...]


W niedzielę 20 czerwca 1920 roku, a więc w miesiąc po narodzinach, został on (Karol Wojtyła) tutaj ochrzczony. Nigdy nie zapomniał o tej starej chrzcielnicy ze złotą pokrywą; prócz sakralnej, złączyła go z nią najwyższa więź osobista.
"Kiedy patrzę wstecz - powiedział tutaj jako papież-pielgrzym - widzę, jak droga mojego życia poprzez środowisko tutejsze, poprzez parafię, poprzez moją rodzinę, prowadzi mnie do jednego miejsca, do chrzcielnicy w wadowickim kościele parafialnym. Przy tej chrzcielnicy zostałem przyjęty do łaski Bożego Synostwa i wiary Odkupiciela mojego, do wspólnoty Jego Kościoła, w dniu 20 czerwca 1920 roku. Chrzcielnicę tę już raz uroczyście ucałowałem w roku Tysiąclecia Chrztu Polski jako ówczesny arcybiskup krakowski. Potem uczyniłem to po raz drugi [...] na pięćdziesiątą rocznicę mojego chrztu, jako kardynał, a dzisiaj po raz trzeci ucałowałem tę chrzcielnicę, przybywając z Rzymu jako Następca świętego Piotra ..."
W Liber natorum parafii wadowickiej odnotowano pod pozycją 671 na stronie 549 czwartego tomu z 1920 roku, że dziecko ochrzcił ksiądz Franciszek Żak, kapelan wojskowy, rodzicami chrzestnymi zaś byli kupiec Józef Kuczmierczyk i Maria Wiadrowska (jej nazwisko odnotowano wtedy błędnie jako Wiatrowska). [...] Przyszły papież otrzymał imiona: Karol i Józef. Był młodszym synem Karola i Emilii z domu Kaczorowskiej Wojtyłów.
[...]
Państwo Wojtyłowie mieszkali o krok od wadowickiej świątyni, w domu przy ulicy Kościelnej 7, figurującym wtedy wszędzie jako Rynek 2. Była to własność Żyda Chaima Bałamutha. Posiadał on tutaj, na parterze, sklep ze szkłami i kryształami, a w ogóle był zamożnym kupcem handlującym nawet motocyklami. Ze wzruszeniem wchodzimy do tej małej, jednopiętrowej kamieniczki. Obecnie mieści się w niej muzeum poświęcone Janowi Pawłowi II. Wąziutka brama prowadzi na smutne, ciasne podwórko, otoczone skrzydłami budynku. Niechaj nie zmylą nas granitowe płyty, które pokrywają ten dziedzińczyk, wyraźnie nie reprezentacyjny i jakby stworzony tylko po to, by mógł służyć do rozwieszania sznurów z bielizną. Kiedyś nie było tu tak okazale. Nie było ani tego granitu, ani powleczonych lakierem, dębowych progów, drzwi czy okien. Schody, a potem galeryjka z żelazną balustradą, wiodącą do kilku niewielkich pomieszczeń na piętrze, gdzie mieści się muzeum. Ale wówczas tylko dwa pierwsze pokoje z lewej strony i przylegającą do nich kuchnię, do której wchodziło się wprost z galeryjki, zajmowała rodzina Wojtyłów. W mniejszym pokoju, znajdującym się obok kuchni, urodził się mały Karol. Wyblakłe portrety fotograficzne, jakaś sczerniała od starości etażerka, kilka talerzy, serwetki z kwiatuszkami wyszywane przez matkę. To prawie wszystko, co pozostało z lat, gdy Wojtyłowie mieszkali w tej czynszówce, mając przed oknami szarą ścianę kościelną, na której obok zegara słonecznego widnieje dotąd maksyma: "Czas ucieka - wieczność czeka". [...]
Nie wiadomo dokładnie, kiedy rodzice przyszłego papieża tutaj zamieszkali. Oboje nie pochodzili z Wadowic. Karol Wojtyła, ojciec, urodził się 18 lipca 1879 roku w podgórskiej wsi Lipnik, odległej o dwadzieścia kilometrów od Wadowic i leżącej tuż pod Bielskiem. [...]
W 1906 roku poślubił Emilię Kaczorowską [...] Panna urodziła się 26 marca 1884 roku w Białej, a zatem niedaleko od Lipnika. Jej ojciec, Feliks,był rymarzem w Krakowie, wyspecjalizowanym w obijaniu powozów, a matka, Maria z domu Scholz - córką szewca w tym samym mieście. Wedle niektórych danych, państwo Wojtyłowie, wziąwszy ślub w Krakowie - prawdopodobnie w parafii wojskowej (jej akta zaginęły) - mieszkali na ulicy Felicjanek. Następnie przenieśli się na Mazowiecką, a wreszcie przybyli do Wadowic, co stać się miało dopiero około 1919 roku. Nie jest to wszystko jednak pewne. Istnieją również dane, że pan Wojtyła do Wadowic został przeniesiony już w 1904 roku i że tam właśnie uzyskał awans na podoficera. [...]


Rodzice Jana Pawła II wiedli ciche, uładzone życie. Dom był bardzo religijny. Czytało się w nim Pismo Święte, co wówczas rzadko się zdarzało w rodzinach katolickich. Nie brakowało innych budujących lektur. Pacierz, różaniec, posty, woda święcona przy drzwiach czy święte obrazki na ścianach nie dziwiły tutaj nikogo, stanowiąc o ciepłych, krzepiących rytmach codzienności. Państwu Wojtyłom urodziło się troje dzieci. Córka Olga (drugie z kolei dziecko) zmarła zaraz po urodzeniu, natomiast dwaj synowie cieszyli się zdrowiem, a przy tym nie brakowało im ambicji i zdolności.
Pierworodny Edmund uczęszczał z powodzeniem do gimnazjum wadowickiego, po czym studiował medycynę w Krakowie; kiedyś nagrodzono go oklaskami, gdy zdawał publicznie jeden z egzaminów. Młodszy odeń o czternaści lat Karol Józef, czyli przyszły papież, chodził do przedszkola sióstr nazaretanek znajdującego się przy ulicy Sienkiewicza, a potem do szkoły ludowej, która mieściła się w magistracie. Także go chwalono i to chyba niemało, skoro pani Wojtyłowa podobno, że Loluś będzie wielkim człowiekiem. Ale czy tak było rzeczywiście? Ileż zresztą matek popisuje się tego rodzaju oświadczeniami! Jakkolwiek się jednak działo, gdy pani Wojtyłowa rozprawiała z sąsiadkami o młodszym synku (często czyniła to przy studni w sąsiedzkim ogrodzie), ta ładna, elegancka, lecz chorowita, a z czasem częściowo sparaliżowana kobieta, musiała wiele nadziei pokładać w swych utalentowanych chłopcach. Zapewne też ona, osoba z ogładą i niewielkim wykształceniem, zdobytymi u zakonnic w Krakowie, tworzyła atmosferę domu na Kościelnej. Atmosferę zwykłą, nie wolną od kłopotów dnia codziennego, lecz pełną rodzinnego ciepła, miłości i spokoju. [...]


z książki: Jan Paweł II Rodowód
autor: Józef Szczypka
Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1991

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.