Subscribe:

czwartek, 11 kwietnia 2013

"Wzrok mój spoczywa na nim" cz. II



To była rzecz bez precedensu w historii, ażeby Pan Jezus zwrócił się do człowieka z prośbą o namalowanie swego wizerunku i pokazał, jak chce być na tym obrazie przedstawiony. Zdarzyło się to 22 lutego 1931 r. w Płocku, a polecenie Jezusa otrzymała siostra Faustyna Kowalska.

Pan Jezus zaczął się ukazywać siostrze Faustynie 7 lipca 1929 r. Pierwszy raz miało to miejsce nad jeziorem w Kiekrzu pod Poznaniem, gdzie wizjonerka przez krótki czas zastępowała siostrę kucharkę. Kolejny raz ujrzała Go w Płocku 22 lutego 1931 r. Faustyna następująco opisuje to widzenie: „Wieczorem, gdy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. Po chwili powiedział mi Jezus: »Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także tu, na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić jej będę jako swej chwały«” (Dz. 47-48). Gdy spowiednik, któremu Faustyna zwierzyła się z tej wizji, zrozumiał ją jako przenośnię, Pan Jezus w następnym objawieniu uściślił swoje żądanie: „Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia. Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie grzesznik. Palą Mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylać na dusze ludzkie” (Dz. 49-50). Siostra Faustyna była przerażona postawionym przed nią zadaniem: nigdy nie miała do czynienia z rysunkiem czy malarstwem. Prosiła Pana Jezusa, aby nie „polecał jej rzeczy tak wielkich, widzisz, żem proszek nieudolny” (Dz. 53). Czas biegł naprzód i Pan Jezus stale się upominał o spełnienie przez Faustynę Swego wymagania: „żeby był namalowany ten obraz, nie mogę zaznać spokoju” – pisała wizjonerka (Dz. 74). Pan Jezus obiecał Faustynie pomoc, ukazując jej w wewnętrznym widzeniu jej przyszłego spowiednika, księdza Michała Sopoćkę: „Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją na ziemi”. Kiedy indziej powiedział o ks. Michale: „Wzrok mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to” (Dz. 90). I rzeczywiście: kiedy siostrę Faustynę władze zakonne przeniosły w maju 1933 r. do Wilna, gdzie spowiednikiem sióstr był ks. Sopoćko, Faustyna doznała umocnienia i pewności, że w pełnej szczerości i posłuszeństwie jemu będzie szła bezpiecznie drogą realizacji planów Bożych. Pan Jezus przynaglał siostrę: „Wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbę dusz w dzień sądu” (Dz. 1954). Gdy Faustyna to powtórzyła w konfesjonale, spowiednik poczuł, że musi wziąć sprawę w swoje ręce. Znał z sąsiedztwa wileńskiego malarza Eugeniusza Kazimirowskiego. Nie należał on do czołówki artystów wileńskich, stanowiących w tych latach środowisko skupiające wybitnych twórców. Ale może to było zrządzenie Boże, ponieważ wybitny malarz chciałby zapewne forsować swoją wizję, a Eugeniusz Kazimirowski, podejmując się tego dzieła, starał się malować ściśle według wskazówek wizjonerki, która pamiętała każdy szczegół swojej wizji. Praca nad obrazem rozpoczęła się 2 stycznia 1934 r. Faustyna w towarzystwie przełożonej lub którejś z sióstr przychodziła jeden lub dwa razy w tygodniu do pracowni malarza. Często uczestniczył w tych spotkaniach również ks. Sopoćko. On też miał pozować malarzowi, gdy chodziło o gesty rąk i układ szaty. Do końca pracy nad obrazem siostra Faustyna pilnowała wszystkich szczegółów i do końca nie była zadowolona. „W pewnej chwili – wspomina – kiedy byłam u tego malarza, który maluje ten obraz, i zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus – zasmuciłam się bardzo, jednak ukryłam to w sercu głęboko”. Po powrocie do klasztoru „zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: »Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?«. – Wtem usłyszałam takie słowa: »Nie w piękności farby ni pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej«” (Dz. 313).

Naczynie łaski

Według zamiarów Bożych obraz miał uprzystępniać prawdę o miłosierdziu – największym przymiocie Boga – i poruszać serca do poznania, uwierzenia, uczczenia i naśladowania miłosierdzia Bożego. Na obrazie Jezus idzie ku człowiekowi, patrzy na niego, niesie mu bezmiar swojej miłości, rozświetla jego drogę (tło obrazu jest ciemne, a Jezus idzie w światłości). Znaczenie obu promieni Pan Jezus wyjaśnił Faustynie: „Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz. Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga” (Dz. 299). Swoje spojrzenie z obrazu Jezus tak wyjaśnił: „Spojrzenie moje z tego obrazu jest takie, jako spojrzenie z krzyża” (Dz. 326). W pewnym momencie prac nad obrazem wyniknęła sprawa napisu na nim, tzn. tego, czy jest on konieczny. Pan Jezus przypomniał wówczas Faustynie, że od początku życzył sobie, aby napis „Jezu, ufam Tobie” był na obrazie uwidoczniony: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie” (Dz. 327). Krótko potem Pan Jezus ukazał wizjonerce związek, jaki zachodzi pomiędzy treścią obrazu a tajemnicą Eucharystii. Siostra Faustyna tak opisuje to doświadczenie: „Podczas Mszy św. w której był Pan Jezus wystawiony w Najświętszym Sakramencie, przed Komunią św., ujrzałam dwa promienie wychodzące z Przenajświętszej Hostii, takie, jakie są namalowane na tym obrazie: jeden czerwony, drugi blady. Odbijały się na każdej z sióstr i wychowankach, jednak nie na wszystkich jednakowo” (Dz. 335). Podobne widzenia Faustyna miała kilkakrotnie. Napis „Jezu, ufam Tobie” to zaproszenie do bezpośredniej rozmowy z Jezusem: On wychodzi do człowieka ze swoją łaską, ukazaną jako promienie, a człowiek może Mu odpowiedzieć tylko ufnością, bo cóż w swojej nędzy ma do ofiarowania Królowi Miłosierdzia, jak tylko swoje zawierzenie? „Jaki miał być tytuł obrazu?” – na rozkaz spowiednika Faustyna zapytała Pana Jezusa. „Król Miłosierdzia” – padła odpowiedź. Obraz był gotów. Pragnieniem Pana Jezusa było, by jak najszybciej mógł przez ten obraz mówić do wszystkich. Ponieważ jednak do publicznego wystawienia go w kościele potrzebne było pozwolenie arcybiskupa, ks. Sopoćko umieścił go tymczasowo w krużganku klasztoru Sióstr Bernardynek przy kościele św. Michała, którego był rektorem. Innych kroków nie podjął. Tymczasem na wiosnę 1935 r. Pan Jezus stanowczo upomniał się o wystawienie obrazu do czci publicznej. Ma to nastąpić w czasie Triduum Paschalnego i w niedzielę przewodnią, a obraz ma być widoczny dla wszystkich modlących się w Ostrej Bramie. Okoliczności ułożyły się pomyślnie. Kustosz Ostrej Bramy poprosił ks. Sopoćkę o wygłoszenie cyklu nauk w tych dniach, a ten się zgodził – pod warunkiem że będzie wtedy wystawiony obraz Króla Miłosierdzia. Tak też się stało. Ksiądz Sopoćko głosił w kazaniach wielkość miłosierdzia Bożego, obraz przystrojony kwiatami wyglądał imponująco, zwracał uwagę wszystkich modlących się, a kazania poruszały serca. Można się było w tych kilku dniach przekonać, że prawda o nieskończonym miłosierdziu Bożym wobec każdego – nawet najbardziej grzesznego – człowieka trafia do serc głodnych miłości, przebaczenia, oparcia i nadziei. W Wielki Piątek siostra Faustyna ujrzała w widzeniu, jak Pan Jezus z obrazu ożył, a promienie wychodzące z Jego serca przenikały do serc ludzkich. Po zakończeniu uroczystości obraz musiał wrócić do klasztoru Bernardynek, nie było bowiem zezwolenia arcybiskupa na jego cześć publiczną. Ordynariusz wileński arcybiskup Romuald Jałbrzykowski ociągał się z decyzją, nie przekonany co do autentyczności objawień otrzymywanych przez siostrę Faustynę, zwłaszcza że jeszcze stale trwały, a tymczasem Pan Jezus nalegał coraz bardziej na rozpowszechnienie tego danego przezeń „naczynia miłosierdzia”. Dopiero po wielu usilnych staraniach ks. Sopoćki obraz został poświęcony i umieszczony w kościele św. Michała w Wilnie – w niedzielę przewodnią 4 kwietnia 1937 r. Pod koniec 1937 r. Pan Jezus powiedział Faustynie: „Już jest wiele dusz pociągniętych do mojej miłości przez obraz ten. Miłosierdzie moje przez dzieło to działa w duszach” (Dz. 1379). Siostra Faustyna była już wtedy w Krakowie, przeniesiona do tamtejszego klasztoru ze względu na pogarszający się stan jej zdrowia. Po jej wyjeździe z Wilna ks. Sopoćko nie zaprzestał starań o szerzenie kultu miłosierdzia Bożego. W oparciu o naukę Kościoła napisał broszurkę o tym przymiocie Boga i wydał ją, umieszczając na okładce odbitkę obrazu Króla Miłosierdzia. Pragnął, aby to dziełko trafiło do rąk tych, którzy sami przejąwszy się czcią miłosierdzia Bożego, przekażą ją innym. Siostra Faustyna, już ciężko chora, bardzo ucieszyła się z tej książeczki i napisała swemu kierownikowi duchowemu: „O, jak niezmiernie rozradował się duch mój Bogiem, kiedy ujrzałam dzieło to, w którym wiernie i głęboko odbite są życzenia Boże; czuję i wiem, jak wiele zdziałają w duszach ludzkich, ponieważ jest w nich tchnienie Boże”. Ksiądz Sopoćko nie poprzestał na tej jednej publikacji; pisał artykuły, głosił kazania, wydawał obrazki Króla Miłosierdzia z tekstami modlitw podyktowanych wcześniej przez siostrę Faustynę. Ze strony władz kościelnych i duchowieństwa żywszego odzewu nie uzyskał. W stosunku do włożonego ogromnego wysiłku – wyniki oficjalne były znikome. Ale dzieło Boże rosło od dołu. Zapewniał o tym Faustynę sam Pan Jezus, a ona doświadczała niejednokrotnie, jak gorąca modlitwa przed tym obrazkiem wyjednywała wielkie łaski, zwłaszcza nawrócenia. W jednym z ostatnich jej zapisków, w czerwcu 1938 r., czytamy: „Dziś ujrzałam chwałę Bożą, która płynie z obrazu tego. Wiele dusz doznaje łask, choć o nich głośno nie mówią. Choć różne są koleje jego, Bóg otrzymuje chwałę przezeń i wysiłki szatana i złych ludzi rozbijają się i obracają w nicość. Mimo złości szatana miłosierdzie Boże zatriumfuje nad całym światem i czczone będzie przez wszystkie dusze” (Dz. 1789). Siostra Faustyna zmarła w Krakowie 5 października 1938 roku.

Ufność w największym ucisku

Dzieło rozkrzewiania głębszej wiedzy i czci miłosierdzia Bożego spoczęło teraz całkowicie na barkach ks. Michała Sopoćki. Zabiegom oficjalnym czas nie sprzyjał: całą uwagę skupiano na rosnącej groźbie wojny, natomiast właśnie to wiszące nad głowami narodu niebezpieczeństwo skłaniało do szukania nadziei i pomocy w zwróceniu się do miłosierdzia Bożego. Obrazki z wizerunkiem Króla Miłosierdzia rozchodziły się szybko. Rozpowszechniały je siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Wilnie i Krakowie. Dołączone do obrazków krótkie modlitwy podyktowane Faustynie przez Pana Jezusa wchodziły do repertuaru codziennych pacierzy. W poczuciu zagrożenia i braku ufności w moc traktatów oraz sojuszy ludzie szukali oparcia w Miłosiernym i Wszechmocnym. Wybuchła II wojna światowa. Krwawe walki, a potem niebezpieczeństwa czyhające na terenie całego okupowanego kraju, masowe wysiedlenia, deportacje, egzekucje, wywózki do obozów i łagrów, na roboty przymusowe – wszystko to powodowało, że chciano mieć Pana Jezusa Miłosiernego przy sobie w Jego wizerunku i móc Mu powtarzać: „Jezu, ufam Tobie”. Wraz z Polakami obrazek zawędrował daleko poza Polskę i Europę. Zapoczątkował żywy kult miłosierdzia Bożego w Stanach Zjednoczonych. Małe fotografie obrazu namalowanego przez Eugeniusza Kazimirowskiego odbijane były w tysiącach egzemplarzy. Taki właśnie malutki obrazek wzięła ze sobą bł. Natalia Tułasiewicz, jadąc dobrowolnie do Niemiec, żeby towarzyszyć tam Polkom zesłanym na przymusowe roboty. On to właśnie stał się centrum małego ołtarzyka, przy którym schodziły się mieszkanki baraku na wspólne pacierze. Podczas powstania warszawskiego mieszkańcy sąsiadujących ze sobą domów gromadzili się na podwórku, aby przy zaimprowizowanym ołtarzyku Króla Miłosierdzia błagać o zwycięstwo oraz o zaprzestanie walk. Ksiądz Sopoćko, widząc rosnący kult obrazu Króla Miłosierdzia, obawiał się, że obrazek zacznie być traktowany jak rodzaj amuletu, chroniącego od niebezpieczeństw wojny. Ale to się nie stało. Treść obrazu rozumiano trafnie: wzywał słowami „Jezu, ufam Tobie” do modlitwy, wiary, ufności i zawierzenia swego życia Bogu i ukazywał Jezusa tak bliskiego ludziom, zwłaszcza w ich niedoli. Okres powojenny, rachunek strat i nieszczęść, znalezienie się, wbrew woli narodu, w bloku komunistycznym, walka z Kościołem, prawdziwym patriotyzmem i kulturą narodową, narzucany ateizm – wszystko to pogłębiało potrzebę zaufania komuś, kto jest Królem Wszechświata, Historii i Miłosierdzia. Krzepiły słowa Pana Jezusa wypowiedziane w 1938 r. do siostry Faustyny: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje” (Dz. 1732).

Kalwaryjskie ścieżki cudownego obrazu

Ksiądz Sopoćko przeżył szczęśliwie kolejne okupacje w Wilnie i ukrywając się w Czarnym Borze. W 1947 r. został wezwany przez arcybiskupa Jałbrzykowskiego, który rezydował już od 1945 r. w Białymstoku, do pracy w seminarium duchownym w tym mieście. Siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia już wcześniej opuściły Wilno. Obraz Króla Miłosierdzia pozostał w kościele św. Michała w Wilnie. Władze Wilna, które teraz było stolicą Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, postanowiły w 1948 r. zamienić ten kościół, już wcześniej zamknięty, na Muzeum Architektury. Wszystkie przedmioty kultu usunięto lub zniszczono. W 1951 r. Janina Rodziewicz, gorliwa czcicielka miłosierdzia Bożego, przechodząc obok z przyjaciółką Litwinką, zauważyła uchylone drzwi tego kościoła. We wnętrzu świątyni, ogołoconym z dewocjonaliów, kobiety ujrzały, że obraz Króla Miłosierdzia wisi wysoko na pustej ścianie. Po dłuższych pertraktacjach robotnik pracujący w kościele za odpowiednią, dość wysoką, sumę zdjął obraz ze ściany i oddał im. Kobiety szybko go zabrały i ukryły u znajomych. Wkrótce Rodziewicz została aresztowana i w więzieniu spędziła 3 lata. Po swoim uwolnieniu odszukała obraz, który wymagał już konserwacji ze względu na stopień zniszczenia. Pracy tej podjęła się ofiarnie Helena Szmigielska, konserwator zabytków, ale wszystko musiało przebiegać w ścisłej konspiracji. Szmigielska obraz nie tylko odnowiła, ale przy okazji wykonała też jego kopię. W 1956 r. Janina Rodziewicz postanowiła przenieść się do Polski. Przed wyjazdem odrestaurowany obraz przekazała swojemu spowiednikowi, ks. Elertowi. W prywatnym mieszkaniu tego księdza ujrzał go jego konfrater, ks. Józef Grasewicz, znajomy ks. Sopoćki i wielki czciciel miłosierdzia Bożego, który właśnie szukał obrazu do kościoła w Nowej Rudzie koło Grodna. Bez trudu uzyskał bezcenne płótno i powiesił je wysoko na ścianie noworudzkiego kościoła. Dzięki temu kult miłosierdzia Bożego rozkwitł w tej parafii bardzo szybko. I choć ks. Grasewicza wkrótce przeniesiono gdzie indziej, kościół w Nowej Rudzie był czynny nadal; dopiero w roku 1970 władze postanowiły zamienić go na magazyn. Opróżniono zatem świątynię, pozostawiając w środku jedynie obraz Jezusa Miłosiernego, ponieważ znajdował się on wysoko i był kłopot z jego zdjęciem. Ksiądz Grasewicz, czuwający z dala nad losami obrazu, postanowił wydostać go z Nowej Rudy; wiedział jednak, że przywiązani do niego mieszkańcy nie oddadzą płótna bez walki. Ksiądz zamówił więc po cichu kopię obrazu u grodzieńskiej malarki Marii Gawrosz. Kiedy kopia była gotowa, którejś nocy 1985 r. po kryjomu zamieniono obrazy i cudowny oryginał znalazł się w kościele Świętego Ducha w Wilnie. Tam doczekał wolności kultu religijnego, niepodległości Litwy i wielkiego rozwoju czci miłosierdzia Bożego. Ksiądz Sopoćko nie dożył tej chwili. Póki mógł, trwał w kontakcie z ks. Grasewiczem, konsultując z nim każde posunięcie, ale samego obrazu już nigdy nie ujrzał. Siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia z klasztoru w Łagiewnikach (gdzie zmarła i gdzie została pochowana siostra Faustyna), odcięte wojną od Wilna, zamówiły u krakowskiego artysty Adolfa Chyły wizerunek Króla Miłosierdzia do swojej kaplicy. Malarz ów oparł się na opisie słownym z Dzienniczka siostry Faustyny. Obraz różnił się od dzieła Eugeniusza Kazimirowskiego, na co autorowi zwrócił później uwagę ks. Sopoćko, ale artysta od swojej wizji nie odstąpił i uwag nie przyjął. I tym sposobem dysponujemy dwoma obrazami Króla Miłosierdzia: cudownym pierwowzorem w Wilnie oraz również łaskami słynącym obrazem w Łagiewnikach. (cdn.)


Teresa Tyszkiewicz



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.