Subscribe:

piątek, 19 kwietnia 2013

Droga do Chrystusa - Wyznanie grzechów



Nie zazna szczęścia, kto błędy swe ukrywa, kto je wyznaje, porzuca - ten miłosierdzia dostąpi (Przyp. Sal. 28,13).
Warunki uzyskania łaski Bożej są proste, sprawiedliwe i rozsądne. [...] Łaska bowiem staje się udziałem każdego, kto wyzna swoje grzechy i wyrzeknie się ich.
Apostoł mówi: "Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie ..."(Jak. 5,16). Wyznawajcie grzechy wasze Bogu, który jedynie może je odpuścić, a upadki wasze wyznawajcie sobie wzajemnie. [...]
Ci, którzy nie ukorzyli serca wyznając swoje winy, nie dopełnili pierwszego warunku przyjęcia przez Boga. O ile nie odczuliśmy prawdziwej skruchy, nie wyznaliśmy swoich grzechów w pokorze serca i nie odrzuciliśmy ich ze zgrozą, oznacza to, że jeszcze szczerze nie pragnęliśmy ich odpuszczenia. [...] Jedynym powodem, dla którego nie zaznaliśmy odpuszczenia grzechów przeszłości, jest to, że nie chcemy ukorzyć naszych serc i podporządkować się warunkom słowa prawdy. [...] Wyznanie grzechów wprowadza na drogę do Pana Boga, gdy pochodzi z głębi serca: "Pan jest blisko skruszonych w sercu i wybawia złamanych na duchu" (Psalm 34,19).
[...]
Obowiązki, które należą do nas, zostały wyraźnie określone: "Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem. Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie" (Izaj. 1,16.17). [...] Apostoł Paweł tak pisze o skutkach pokuty: "To bowiem, że zasmuciliście się po Bożemu - jakąż wzbudziło w was gorliwość, obronę, oburzenie, bojaźń, tęsknotę, zapał i potrzebę wymierzenia kary. We wszystkim okazaliście się bez nagany" (2 Kor. 7,11).
Gdy grzech osłabił moralną wrażliwość, człowiek przestał dostrzegać wady swojego charakteru. Nie rozumie ogromu popełnionego zła i jeśli nie podda się przekonywującemu wpływowi Ducha Świętego, pozostanie częściowo ślepy na własne grzechy. Wyznania jego nie są wtedy szczere ani poważne. Dla każdego grzechu znajduje usprawiedliwienie. Tłumaczy, że jego grzechy były wynikiem okoliczności od niego niezależnych.
Adam i Ewa odczuli w sercu wstyd i grozę po spożyciu zakazanego owocu. Lecz pierwszą ich myślą było, jak się usprawiedliwić i uniknąć kary śmierci. A gdy Bóg zażądał wyjaśnienia, Adam starał się złożyć winę częściowo na Boga, a częściowo na swoją towarzyszkę: "Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem". Niewiasta zaś złożyła winę na węża: : "Wąż mnie zwiódł i zjadłam" (1 Mojż. 3, 12.13). Uniewinnianie siebie stało się wyrzutem: "Dlaczego stworzyłeś węża? Dlaczego pozwoliłeś mu wejść do raju?" Adam i Ewa próbowali tym samym złożyć odpowiedzialność za swój grzech na Boga. Duch nieuzasadnionego usprawiedliwiania się pochodzi od ojca kłamstwa. Jest on właściwy wszystkim synom i córkom Adama. Takie wyznanie nie jest natchnione przez Ducha Świętego i dlatego nie może być przez Boga przyjęte. Prawdziwa pokuta uczy człowieka ponoszenia odpowiedzialności za swe winy. Uczy wyznania grzechu bez kłamstwa i obłudy, podobnie jak to uczynił ów ubogi celnik, który nie podniósłszy  nawet oczu ku niebu, wołał: "Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu".  Wszyscy, którzy w tym duchu wyznają swe winy, dostępują odpuszczenia. Jezus ofiarowuje swoją krew za każdą skruszoną duszę. [...] Apostoł Paweł nie próbował się osłaniać, przedstawia swój grzech w najciemniejszych barwach, nie usiłując pomniejszyć swojej winy: "Przecież mnie samemu zdawało się, że powinienem gwałtownie występować przeciw imieniu Jezusa Nazarejczyka. Uczyniłem to też w Jerozolimie i wziąwszy upoważnienie od arcykapłanów, wtrąciłem do więzienia wielu świętych, głosowałem przeciwko nim, gdy ich skazywano na śmierć..." (Dz. Ap. 26,9.10). Nie wahał się ani chwili z wydaniem świadectwa: "Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy" (1 Tym. 1,15). Uniżone i skruszone serce, zmiękczone prawdziwą pokutą, może docenić miłość Bożą i wartość ofiary poniesionej na Golgocie. Podobnie jak syn wyznaje kochającemu ojcu popełnione winy, tak zwraca się prawdziwie nawrócona dusza do Boga.
Napisane jest: "Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, (Bóg) jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości" (1 Jana 1,9).


Fragmenty rozdziału pt. Wyznanie grzechów,
z książki pt. Droga do Chrystusa,
autorstwa: Ellen. G. White

środa, 17 kwietnia 2013

Droga do Chrystusa - Pokuta




W jaki sposób człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem? Jak grzesznik może stać się sprawiedliwy? Tylko przez Chrystusa możemy powrócić do harmonii z Bogiem, ze świętością. A jak możemy przyjść do Chrystusa? Wielu ludzi zadaje to samo pytanie, co tłum ludzi, którzy w dniu Pięćdziesiątnicy przekonani zostali o swej winie: "Cóż mamy czynić, bracia?" Pierwsze słowa w odpowiedzi apostoła Piotra brzmiały: "Nawróćcie się!" (Dz. Ap. 1,37.38). Wkrótce potem powiedział także: "Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone ..." (Dz. Ap. 3,19)
[...]
Bez Ducha Chrystusowego nie potrafimy pokutować i obudzić sumienia, podobnie jak bez Chrystusa nie możemy uzyskać odpuszczenia grzechów.
Chrystus jest źródłem każdego dobrego odruchu. Tylko On sam może zaszczepić w sercu wrogość w stosunku do zła. Każde pragnienie prawdy i czystości, przekonanie o naszej własnej grzeszności jest dowodem działania Ducha Świętego.
Jezus powiedział: "A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (Jan 12,32)
[...]
Gdy Chrystus kieruje uwagę grzeszników na swój krzyż, a oni uświadamiają sobie,że to ich grzechy przebiły Go, wówczas przykazania Boże znajdują dostęp do sumienia. Ujawnione zostaje zepsucie ich życia i głęboko w sercu tajony grzech. Zaczynają pojmować sprawiedliwość Chrystusową i pytają: "Czymże jest ten grzech, jeżeli wybawienie od niego wymaga aż tak wielkiej ofiary? Czyż trzeba było aż takiej miłości, takiego cierpienia, tak ogromnego upokorzenia, żeby nas ratować i uczynić dziedzicami życia wiecznego?"
Grzesznik może opierać się tej miłości i nie chcieć zbliżenia się do Chrystusa. Jeżeli jednak podda się działaniu łaski, zostanie do Niego przyciągnięty. Znajomość planu zbawienia doprowadzi go do stóp krzyża w poczuciu żalu za grzechy, które spowodowały cierpienia Syna Bożego.
[...]
Wszyscy, którzy tęsknicie do czegoś lepszego niż ten świat wam dać może, pamiętajcie: ta tęsknota - to głos Boga, skierowany do waszych dusz. Proście Go o przebaczenie i o to, by objawił wam Chrystusa w Jego niepojętej miłości i doskonałej czystości.
[...]
Kto popadł w ciężki grzech, może odczuwać wstyd, niedosyt i potrzebę łaski Chrystusa. W pysze natomiast człowiek nie odczuwa żadnej potrzeby i zamyka serce przed Chrystusem i Jego błogosławieństwami, które przyszedł im dać.
[...]
Nikt nie powinien oszukiwać się myślą, że Bóg w wielkim swym miłosierdziu zbawi i tych, którzy odrzucają Jego łaskę. [...] Miłość, cierpienie i śmierć Syna Bożego dają pojęcie o strasznej potędze grzechu i świadczą, że nie ma ucieczki z tej mocy, tak jak nie ma nadziei na życie wieczne bez poddania się Chrystusowi.
[...]
Grzech, jakkolwiek może wydawać się mały, stale naraża nas na niebezpieczeństwo utraty wiecznego szczęścia. To, czego my nie pokonamy, pokona nas i przyniesie nam zniszczenie.
Adam i Ewa przekonywali siebie, że tak mała rzecz, jaką jest zjedzenie zakazanego owocu, nie może spowodować tak strasznych następstw, jakie Bóg zapowiedział. Lecz ta pozornie drobna rzecz była przestępstwem nieodmiennego i świętego prawa Bożego, oddzieliła człowieka od Boga i otworzyła na świat wrota najskrajniejszej nędzy i śmierci. Od wieków z  naszej ziemi płyną do nieba bolesne westchnienia i skargi. Wszystkie stworzenia wspólnie cierpią w konsekwencji nieposłuszeństwa człowieka. Nawet niebo odczuwa skutki tego buntu przeciwko Bogu. Golgota jest pomnikiem zdumiewającej ofiary, poniesionej dla ratowania tego, co zginęło na skutek przestępstwa boskiego prawa. Nigdy nie uważajmy grzechu za rzecz mało znaczącą.
[...]
Nawet jeden zły rys charakteru, jedno stałe pielęgnowane grzeszne pragnienie doprowadzi w końcu do zneutralizowania całej mocy ewangelii. Każde pobłażanie złu wzmacnia niechęć duszy do Boga. [...] Chrystus jest gotowy uwolnić człowieka od grzechu, nie chce jednak przymuszać nas.
[...]
Nie musimy zjednywać Boga z sobą, lecz - o cudowna miłości! -  Bóg w Chrystusie "pojednał z sobą świat" (2 Kor. 5,19) On sam pociąga swoją czułą miłością zbłąkane dzieci. Żaden z rodziców na ziemi nie mógłby wykazać tyle cierpliwości do błędów swoich dzieci, ile Bóg okazuje ludziom, których chce ratować. Nikt nie może wstawić się za winowajcą serdeczniej, niż to uczynił Chrystus. Żadne ludzkie usta nie wypowiedziały bardziej czułych próśb do pielgrzymującego człowieka niż On. Wszystkie jego obietnice i przestrogi są tchnieniem niewypowiedzianej miłości. [...]


Fragmenty rozdziału pt. Pokuta,
z książki pt.  Droga do Chrystusa,
autorstwa:  Ellen. G. White

Czym jest modlitwa?



O ile, jak zapewniają święci ojcowie, życie duchowe jest nauką nauk, to modlitwa jest elementarzem tej nauki. Jeżeli życie duchowe nazwiemy sztuką sztuk, to modlitwa jest jej podstawą.
Nie sposób nawet wyobrazić sobie życia duchowego bez systematycznej modlitwy, bo życie nasze staje się duchowym gdy wypełnia je łaska Ducha Świętego. Łaskę zaś Bóg daje pokornym.
Kto jest pokorny, niech po rozpoznaniu i wyznaniu swojej grzeszności i swojej słabości, najpierw zwróci się, za pośrednictwem modlitwy, do Boga, prosząc Go o wszystko. Niech prosi, aby Bóg zesłał mu nastawienie duchowe, pozwalające zwracać się do Siebie z prośbami, aby sam Bóg nauczył go kochać Boga.

Z rozdziału: Prolog


* * *

1. Święty Jan Klimak


Modlitwa jest dziełem Aniołów, pokarmem zastępów bezcielesnych, przyszłą radością, pracą bez końca, źródłem cnót, zaproszeniem do wzięcia darów łaski, niejawnym objawieniem Bożym, rozkoszą duszy, oświeceniem umysłu, siekierą odcinającą desperację, potwierdzeniem nadziei, usprawiedliwieniem cierpienia, bogactwem mnichów, skarbem ascetów, pomniejszeniem gniewu, zwierciadłem, ukazującym rozwój duchowy, określeniem miary, oznaką duchowej chwały człowieka. Modlitwa, dla tego, kto modli się rzeczywiście - jest sądem i określeniem, sędziowską katedrą Boga, poprzedzającą przyszły Sąd Ostateczny.   



3. Święty Jan Złotousty

Nie ma niczego silniejszego od modlitwy, lub równego jej pod względem siły. W wyniku modlitwy ten, kto modli się jak należy, przestaje zależeć od doczesnych spraw: jeżeli nawet zakipi w nim gniew, to łatwo odpuści; jeśli wybuchnie żądza - żądza zgaśnie; jeśli zaś przystąpi do niego zawiść, to z łatwością zostanie odegnana.
Kto może modlić się w doskonałym skupieniu, nie rozmyślając o niczym postronnym, ten będąc nawet bardzo biednym, stanie się bogatszym od kogokolwiek. I na odwrót, kto utracił modlitwę, ten nawet siedząc na tronie królewskim, będzie biedniejszy od innych.
Czyż nie był królem Achab i czyż nie władał obfitością bogactw? Gdy jednak stracił modlitwę, szukał proroka Eliasza, by ten mu pomógł: szukał człowieka, który nie miał ani domu, ani odzieży, miał tylko owczą skórę. Można byłoby zapytać: "Jak to się stało, że ty, który masz tyle skarbców, napełnionych wszelkimi dobrami, prosisz o jałmużnę tego, kto nie ma nic?" - "Cóż mam począć ze skarbcami - odrzekłby król - jeżeli on swoją modlitwą zamknął niebo, a wszystko, co mam, stało mi się niepotrzebne?" Czy widzisz teraz, że Eliasz jest bogatszy od króla?
I dopóki Eliasz milczał i nie modlił się o deszcz, król z całym swoim wojskiem pozostawał w wielkiej biedzie. [...]


9. Śwęty Sylwian z Atosu

Gdy kochasz jakiegoś człowieka, chcesz go widzieć, rozmawiać z nim, być z nim razem. A jak mógłbyś kochać Boga bez modlitwy?
Dowiedziałem się, że modlić się jest łatwo, jeżeli pomaga nam łaska Boża. Bóg kocha nas bardziej niż wszystko i dzięki modlitwie czyni nas godnymi, byśmy rozmawiali z Nim, kajali się i wychwalali Go. Nie potrafię opisać, jak bardzo kocha nas Bóg. Miłość tę poznaje się przez Ducha Świętego, a dusza modlącego się człowieka zna Ducha Świętego. Ten, kto miłuje Boga, zawsze Go widzi, a pamięć o Bogu rodzi modlitwę. Jeśli nie będziesz wspominać Boga, to i nie będziesz się modlił, a bez modlitwy nie będziesz przebywał w miłości Bożej, bowiem to dzięki modlitwie przychodzi łaska Ducha Świętego.


Z rozdziału:
POTRZEBA MODLITWY
Wyróżniające cechy modlitwy



* * *

Z prawosławnej książeczki:

MISTERIUM MODLITWY
Przewodnik zmagań duchowych

sobota, 13 kwietnia 2013

Jan Paweł II – narzędzie Bożej miłości



Jan Paweł II swoja świętością promieniował na cały świat. Jego postawa zmieniła życie wielu ludzi. Wśród nich jest Lisa Burns z Manchester w Wielkiej Brytanii, której list publikowaliśmy przed laty na łamach naszego czasopisma.

Mam 21 lat. Pochodzę z Wielkiej Brytanii, z miasta Manchester. Zostałam wychowana w rodzinie katolickiej. Z radością przystępowałam do pierwszych sakramentów świętych, jednak gdy miałam 12 lat zaczęłam powoli zapominać naukę Kościoła. Byłam dobrą i spokojną uczennicą. Być może, dlatego koledzy w szkole nękali mnie. Czułam się bezsilna. Pewnego dnia koleżanka z ławki czytała książkę o urokach i czarach. Na stronie, która właśnie miała przed sobą, zobaczyłam zdanie o tym, jak zastosować urok, aby pokonać prześladowców i być popularnym. Zainteresowało mnie to… Pozornie niewinny artykuł spowodował, ze zajęłam się okultyzmem. W jednej z księgarni natrafiłam na wielki dział poświęcony New Age i okultyzmowi.

Byłam zafascynowana czarami. Był to czas, kiedy szukałam wsparcia i odpowiedzi na pytania dotyczące życia. Nie byłam dojrzała duchowo, stąd treść tych książek robiła na mnie ogromne wrażenie. Dziś już wiem, że ta bardzo niebezpieczna literatura przekazuje wiele fałszywych pojęć i uprzedzeń do wiary katolickiej. Mówi się w tam, ze Szatana nie ma, ze to katolicy stworzyli ten mit, a Szatan jest aniołem światłości. Mówienie nastolatkom, iż Szatan to fikcja, jest bardzo niebezpieczne.

Takie nauczanie zbliżyło mnie do satanizmu. Dobrze, że rytuały, które poznałam z książek, i uroki, które rzucałam na innych, nie zadziałały. Może właśnie dlatego zaczęłam się nużyć tymi praktykami i przestałam zajmować się magią. I wówczas w moim życiu zabrakło celu. Moja wiara była słaba, poraniona przez fałszywa naukę płynącą z New Age.

Pogrążona w ciemności

Jednak nie zwróciłam się wówczas ku Chrystusowi, tak, jak powinnam była to zrobić. Popadłam w agnostycyzm. Żyłam jak inni młodzi ludzie dzisiaj, w myśl zasady: Jeśli czujesz się w porządku i nikogo nie ranisz, idź do przodu i żyj. Życie w czystym relatywizmie, dryfowanie bez celu, ale z powracającym w myślach pytaniem: dlaczego jesteśmy tutaj, kim jest Bóg, czy on naprawdę istnieje? Stopniowo stawałam się ateistka.

Przez z ostatnie kilka miesięcy przed moim nawróceniem byłam pogrążona w ciemności. Boże Narodzenie przeżyłam w ogromnej depresji, największej jakiejkolwiek doświadczyłam. W nocy leżałam na łóżku, nie mogąc spać. Choć nie zdawałam sobie z tego sprawy, moje serce wołało do Boga i pytało: Jezu, czy Ty jesteś prawdziwy, rzeczywisty? Czy rzeczywiście istniejesz, czy ja po prostu umrę i to będzie mój koniec? Już nie wierzyłam, że prawdziwa miłość istnieje, widziałam tylko zło w ludziach. Czułam się zgorzkniała, pozbawiona emocji i uczuć. Jedyne, co czułam, to złość. Nikomu nie ufałam.

Byłam w destrukcyjnym nastroju. Chciałam umrzeć, zastanawiałam się nad samobójstwem. Traciłam na wadze, cierpiałam fizycznie. Czułam się coraz bardziej bezsilna. Byłam bardzo daleko od Boga. Dziś wiem, że On był obok mnie w każdej z tamtych chwil.

Moje serce zostało dotknięte

Wśród tej wielkiej ciemności zaczęło się dziać coś cudownego. W tym czasie w Watykanie umierał papież Jan Paweł II. Nie rozumiałam, dlaczego tak wielu ludzi, zwłaszcza młodych, martwiło się faktem, że papież może umrzeć. Osobiście, ze względu na moja niewiarę, miałam do niego stosunek bardzo obojętny. Nie interesowałam się nim, niewiele o nim wiedziałam.

Postrzegałam papieża jako lidera kościoła, w dodatku tradycjonalistę, konserwatystę. Uważałam, że zmarnował swoje życie. Nie mogłam pojąć, dlaczego tylu młodych ludzi żyło wiarą, modliło się się i wyrażało tak wielką miłość do Jana Pawła II. Sama odnosiłam się do każdego, zwłaszcza do młodych ludzi, który rozpaczali z powodu jego choroby, cynicznie – wyśmiewałam każdego, kto modlił się się za papieża i okazywał mu miłość. Jednak gdy usłyszałam w brytyjskiej telewizji, ze papież umarł, coś mnie sparaliżowało. Byłam zszokowana.

Do dziś nie rozumiem, dlaczego. Niespodziewanie odczułam, że zdarzyło się coś dla mnie naprawdę ważnego. Moje serce zostało dotknięte. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego śmierć tego starszego człowieka, który przecież umierał przez ostatnie kilka dni, spowodowała we mnie taka reakcje. Im więcej oglądałam w telewizji wiadomości o Janie Pawle II, tym bardziej zaczynał mnie interesować ten charyzmatyczny człowiek. Miał wszystkie cechy osobowości, których nie mogłam znaleźć w ludziach dookoła. Był łagodny, silny, współczujący, uprzejmy, i pełen miłości. Miał w oczach światło, radość − wszystko to, czego szukałam, ale myślałam, ze posiadanie tego jest niemożliwe. W tamtym czasie nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale zobaczyłam w Nim odbicie Chrystusa.

To nie słowa o Jezusie, które wypowiadał, przemieniły mnie, ale bijąca od niego miłość. Dotknęła ona także mnie. Był narzędziem Bożej miłości. Coś się we mnie zmieniło. Nadzieja wkroczyła do mojego serca. Z napięciem obserwowałam w telewizji pogrzeb papieża Z trudem powstrzymywałam łzy. Słuchałam każdego słowa homilii ks. Kardynała Józefa Ratzingera. Zaczął słowami: Pójdźcie za mną, jakby zwracał sie do mnie osobiście. Najbardziej zapamiętałam zdanie: Możemy być pewni, że nasz ukochany papież stoi w oknie Domu Ojca, widzi nas i nam błogosławi. Moje serce zadrżało, jakby sam Bóg przeszył je strzała. Byłam w Jego posiadaniu. Chwyciłam różaniec i szlochając, całowałam wizerunek Jezusa. Zrozumiałam wtedy, ze tak naprawdę zawsze za Nim tęskniłam, szukałam i kochałam Go. Oto ja, cyniczna ateistka, całowałam krzyż z miłością, rozpaczałam z powodu śmierci papieża, któremu nigdy dotąd nie poświęcałam uwagi.

„Lisa, wróciłaś do domu”

To, co wydarzyło się się w moim życiu można wytłumaczyć tylko w świetle Bożego Miłosierdzia. Po kilku latach przerwy poszłam do spowiedzi. Cały czas płakałam. Zastanawiałam się, jak mogłam odrzucić Chrystusa. Ksiądz spowiednik powiedział, ze otrzymałam wielką łaskę. Ogromny ciężar spadł z moich ramion. Stałam w kościele oszołomiona, patrzyłam na tabernakulum, a głos w sercu mówił: Lisa, wróciłaś do domu… Następnego dnia udałam się na Mszę Świętą, pierwszy raz po wielu latach. Czytana Ewangelia mówiła o Dobrym Pasterzu szukającym zaginionej owcy. Czułam radość, zniknęła ciemność, czułam się otoczona światłem. Przez następne miesiące byłam jak dziecko uczące się chodzić, doznawałam wiele pocieszenia, Jezus stawał się dla mnie bardzo rzeczywisty. Chciałam dzielić się swymi przeżyciami z innymi. Poczułam się bardzo blisko ojca świętego Jana Pawła. To przez niego zadziałał Bóg i dzięki niemu otworzyłam się na działanie łaski. Patrzę na papieża jak na mego ojca duchowego.

Wiem, ze moim obowiązkiem jest mówić o Miłosierdziu Bożym, o tym , jak wielka miłością do ludzi płonie Bóg. Przypominam sobie, ze Papież zmarł w wigilię Święta Miłosierdzia Bożego. W swoim przesłaniu do świata papież Jan Paweł II powiedział: dla ludzkości, która czasem wydaje się być zagubiona i zdominowana przez siły zła, egoizmu, strachu, Pan ofiarował jako dar swoją przebaczającą miłość, która wprowadza pojednanie i daje ducha mądrości. To miłość przemienia serca i przynosi pokój. Konieczna jest ta świadomość: świat musi przyjąć Miłosierdzie Boże. O Panie, który przez swą śmierć i Zmartwychwstanie objawiasz miłość Ojca, wierzymy w Ciebie, i z ufnością powtarzamy dzisiaj: „Jezu ufam Tobie, miej Miłosierdzie dla nas  i całego świata”.


Lisa Burns z Manchester
w Wielkiej Brytanii

źródło: www.kjb24.pl

piątek, 12 kwietnia 2013

Modlitwa Dworu Niebieskiego



Ponieważ św. Lutgarda wytrwale prosiła o pouczenie, jaki rodzaj modlitwy będzie najstosowniejszy, dlatego Pan Bóg pewnego dnia natchnął ją. Wtedy poznała wzniosłą modlitwę, obejmującą rozważanie o całym życiu i zbawczym trudzie Jezusa. Dobrze ją sobie zapamiętała i codziennie powtarzała z wielkim nabożeństwem. Matka Boża oznajmiła św. Lutgardzie, że sama wyprosiła tę Modlitwę u Boga. - Oto jej treść przekazana przez Ojca Muzafusa:

ZBAWICIELU PRZENAJŚWIĘTSZY I NAJMIŁOSIERNIEJSZY, ŹRÓDŁO ŁASK, NASZ NAJDROŻSZY PANIE JEZU!
Z NIEPOJĘTEJ MIŁOŚCI KU NAM, NĘDZNYM DZIECIOM EWY, OPUŚCIŁEŚ SWE MIEJSCE NA ŁONIE OJCA NIEBIESKIEGO I PRZYJĄŁEŚ NASZE SŁABE CIAŁO WRAZ Z JEGO NAJWIĘKSZYM UBÓSTWEM NIESPOTYKANYM U INNYCH LUDZI, ABYŚMY ZA TO WZAJEMNIE CIĘ KOCHALI. CHĘTNIE PODJĄŁEŚ SIĘ ROZLICZNYCH WYSIŁKÓW I PRAC, ABY NAS WYRWAĆ Z MOCY ZŁEGO DUCHA I UCZYNIĆ DZIEĆMI TWEGO OJCA W NIEBIE.
BARDZO ŻAŁUJĘ, ŻE JA NĘDZNY ROBAK TEJ ZIEMI NIE ROZEZNAWAŁEM DOTYCHCZAS BEZMIARU TWOJEJ MIŁOŚCI, NIE OKAZYWAŁEM WDZIĘCZNOŚCI ZA TWOJE TRUDY I CIERPIENIA.
OFIARUJĘ CI TERAZ TĘ NIEGODNĄ MODLITWĘ, ABY PRZEZ NIĄ ODDAĆ CZEŚĆ NAJŚWIĘTSZEMU ŻYCIU, MĘCE I ŚMIERCI TWOJEJ, UCZCIĆ WSZYSTKIE TWE LATA, DNI I GODZINY, POŚWIĘCONE WYBAWIENIU ZAGUBIONEJ I GRZESZNEJ LUDZKOŚCI.
PANIE JEZU CHRYSTE, OFIARUJĘ CI Z GŁĘBI SERCA WSZYSTKIE AKTY UWIELBIENIA TYSIĄCE RAZY ZWIELOKROTNIONE, KTÓRE DZIEWIĘĆ CHÓRÓW ŚWIĘTYCH ANIOŁÓW I WSZYSTKIE STWORZENIA, SZCZEGÓLNIE NAJŚWIĘTSZA MARYJA PANNA OD SWEGO NIEPOKALANEGO POCZĘCIA Z NAJWIĘKSZĄ GORLIWOŚCIĄ OFIAROWAŁY CI I W KAŻDEJ CHWILI NADAL SKŁADAJĄ W OFIERZE.
TE WSZYSTKIE AKTY RAZEM WZIĘTE ODDAJĘ JAKO DOWÓD NAJWYŻSZEJ WDZIĘCZNOŚCI ZA TAJEMNICE ZBAWIENIA I ZA CIĄGŁĄ MOŻNOŚĆ KORZYSTANIA Z ICH OWOCÓW.

1. Za odwieczny wybór Najśw. Maryi Panny na Matkę Bożą, o Chryste,
BĄDŹ BŁOGOSŁAWIONY NA WIEKI!
2. Za Jej Niepokalane Poczęcie czyli za jej zachowanie od grzechu pierworodnego, któremu podlegają wszyscy inni ludzie, o Chryste:
BĄDŹ ...
3. Za narodzenie Twojej Niepokalanej Matki, co przyniosło nadzieję światu i uradowało niebo, o Chryste,
BĄDŹ ...
4. Za Twoje własne cudowne poczęcie za sprawą Ducha Świętego w dziewiczym ciele Twej Matki po zwiastowaniu przez Archanioła Gabriela, o Chryste,
BĄDŹ ...
5. Za pierwszą podróż, którą odbyłeś w łonie swej Najśw. Matki, zdążającej przez góry do Twej ciotki Elżbiety i do ukrytego pod jej sercem świętego Jana, o Chryste,
BĄDŹ ...
6. Za Twoje cudowne Narodzenie w skrajnym ubóstwie, w stajence, w której nie miałeś gdzie położyć Twej Najśw. Głowy i ogrzać Twego delikatnego Ciała, o Chryste,
BĄDŹ ...
7. Za zdumiewającą cześć, którą pozyskałeś w adoracji Trzech Mędrców ze Wschodu i za pełne znaczenia dary: złoto, kadzidło i mirrę, o Chryste,
BĄDŹ ...
8. Za wybór imienia Jezus, które przyjąłeś jako człowiek dla zachowania starotestamentalnych przepisów, o Chryste,
BĄDŹ ...
9. Za akt Ofiarowania w świątyni jerozolimskiej, kiedy zostałeś tam przedstawiony przez Twą Matkę i św. Józefa, stosownie do postanowień Prawa Mojżeszowego, o Chryste,
BĄDŹ ...
10. Za groźne prześladowanie, któregoś doznał na początku życia, gdy wypadło Ci uciekać do Egiptu i przez dłuższy czas przebywać tam na obczyźnie, o Chryste,
BĄDŹ ...
11. Za tajemnicę "zgubienia" w Jerozolimie, kiedy Matka Twoja Najukochańsza i św. Józef z bólem szukali Cię i wreszcie znaleźli pomiędzy uczonymi w świątyni, o Chryste,
BĄDŹ ...
12. Za Twoją uległość najdroższym Rodzicom do trzydziestego roku życia i za świadczenie im różnych usług, o Chryste,
BĄDŹ ...
13. Za Twoje zbawienne nauki i kazania, za uciążliwe i niebezpieczne podróże apostolskie, za wszystkie trudy i prace, podjęte dla naszego zbawienia, o Chryste,
BĄDŹ ...
14. Za Twój 40-to dniowy święty Post, doświadczenie pokus i gorliwą modlitwę na pustyni, o Chryste,
BĄDŹ ...
15. Za zdumiewające cuda, które uczyniłeś na świadectwo Prawdy i przełamanie zatwardziałości serc, o Chryste,
BĄDŹ ...
16. Za nieustanną modlitwę i krwawy pot w Ogrodzie Oliwnym, za trwogę i ból, że śmierć może być daremna, za doskonałe poddanie się woli Ojca, o Chryste,
BĄDŹ ...
17. Za fałszywy pocałunek, którym Cię wiarołomny Judasz zdradził i oddał w ręce bezbożnych, o Chryste,
BĄDŹ ...
18. Za nałożenie bolesnych więzów przez haniebnych oprawców oraz za okrutne wleczenie Cię po zaułkach i ulicach, o Chryste,
BĄDŹ ...
19. Za prowokacyjne oskarżenia i fałszywe świadectwa złożone przez Annasza i Kajfasza przeciw Twojej Najśw. Osobie, o Chryste,
BĄDŹ ...
20. Za poniżające obchodzenie się z Tobą, kiedy byłeś dla pohańbienia prowadzony od jednego do drugiego niesprawiedliwego sędziego, o Chryste,
BĄDŹ ...
21. Za bluźnierczy pocałunek, wymierzony Ci przez sługę Arcykapłana i za różne akty deptania Twej godności, o Chryste,
BĄDŹ ...
22. Za ciężki ból spowodowany okrutnym biczowaniem, kiedy licznymi ranami popłynęły strumienie Twej Najdroższej Krwi, o Chryste,
BĄDŹ ...
23. Za Twoje obnażenie i dotkliwe uczucie wstydu, którego doznałeś podczas zrywania szat z Ciała i kiedy nagiego przywiązano Cię do słupa na oczach pospólstwa, o Chryste,
BĄDŹ ...
24. Za bluźnierstwa, oplwanie i szydercze ukłony, za cierniem ukoronowanie, podczas którego Krew obficie spłynęła po Twym Najśw. Obliczu, o Chryste,
BĄDŹ ...
25. Za obelżywe stawianie Cię przed sądem Piłata, który słowami "Oto Człowiek" chciał lud pobudzić do litości, o Chryste,
BĄDŹ ...
26. Za wyrok wydany na Ciebie przez Piłata, za obarczenie ciężkim krzyżem i wyprowadzenie na miejsce stracenia, o Chryste,
BĄDŹ ...
27. Za wstrząsające spotkanie ze zbolałą Twą Matką i innymi płaczącymi niewiastami, które towarzyszyły Ci podczas drogi krzyżowej, o Chryste,
BĄDŹ ...
28. Za zuchwałe zerwanie Twych szat, co powiększyło jeszcze cierpienia, za nowe rany spowodowane gwoźdźmi, za wypowiedziane ostatnie słowa i śmierć na krzyżu, o Chryste,
BĄDŹ ...
29. Za przebicie Twego Najśw. Serca ostrą włócznią, skąd wypłynęła Krew i woda jako okup za wszystkie dusze ludzkie, o Chryste,
BĄDŹ ...
30. Za Twoje cudowne Zmartwychwstanie trzeciego dnia po męce i śmierci krzyżowej, za ukazanie się Marii Magdalenie, apostołom, Najukochańszej Matce i wielu innym, którzy szli za Tobą, o Chryste,
BĄDŹ ...
31. Za Wniebowstąpienie i chwalebny powrót do Ojca Niebieskiego po ziemskiej pielgrzymce, po zwycięstwie nad szatanem i grzesznym światem, o Chryste,
BĄDŹ ...
32. Za zesłanie przez Ciebie Ducha Świętego w postaci ognistych języków na apostołów, uczniów i na Twoją Najśw. Matkę w dzień Zielonych Świąt, o Chryste,
BĄDŹ ...
33. Za wspaniały triumf w niebie z powodu przyjęcia tam z duszą i ciałem Twej chwalebnej Matki, o Chryste,
BĄDŹ ...
34. Za chwałę, jakiej doznała Trójca Przenajświętsza z powodu wywyższenia Twojej Matki ponad wszystkie chóry Aniołów, i za radość całego Dworu Niebieskiego z Jej ukoronowania na Królową nieba i ziemi, o Chryste,
BĄDŹ ...

Panie Jezu Chryste, za wszystkie akty miłości, za każde uderzenie Najśw. Serca Twego, za życzliwe myśli i pragnienia, modlitwy wewnętrzne i ustne z okresu życia ziemskiego i przebywania w Najśw. Sakramencie Ołtarza, za pracę i cierpienie składam Ci tysiączne dzięki. Proszę pokornie, ażebyś mnie i wszystkich, którzy polecili się mojej modlitwie, albo za których mam obowiązek modlić się, raczył udzielić żalu doskonałego za grzechy z mocnym postanowieniem poprawy, abyśmy już nigdy nie obrażali Twojego Boskiego Majestatu. Udziel mi mocy do wytrwania w Twojej łasce, a po trudach życia doczesnego przyjmij do liczby wybranych i pozwól mi oglądać Twoje Najśw. Oblicze. Który z Ojcem i Duchem  Świętym w jedności żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.


OBIETNICE ŁASK. Na wszystkich zaangażowanych w Modlitwę Dworu Niebieskiego, spływają niepojęte łaski od Trójcy Przenajświętszej i za wstawiennictwem Królowej Dworu Niebieskiego i za przyczyną św. Lutgardy. Dusze czyśćcowe całymi tysiącami dostępują zbawienia dzięki tej Modlitwie.
Pomocne w tym są także inne formy nabożeństw religijnych, jak różaniec, droga krzyżowa, koronki, szkaplerz itp. Szczególnie skuteczna jest Msza święta.



z książeczki pt:  DWÓR NIEBIESKI

czwartek, 11 kwietnia 2013

Aborcja - śmiercionośna plaga Europy


Aborcja stanowi główną przyczynę śmierci w Europie. Jej zwolennicy propagują kłamstwa, zagłuszające głos sumienia...

W 2008 r. w krajach Starego Kontynentu zabito 2.863.649 dzieci. Gdyby mogły się narodzić, kraje europejskie rozwiązałyby problem niżu demograficznego. Dane te pochodzą z najnowszego raportu Aborcja w Europie i Hiszpanii, zaprezentowanego w Brukseli przez Hiszpański Instytut Polityki Rodzinnej. Raport wiele uwagi poświęca 27 krajom Unii Europejskiej. Wskazuje, że co piąte poczęte dziecko umiera w wyniku aborcji, a jedna na siedem dotyczy dziewcząt poniżej 20. roku życia. Aborcja stanowi pierwszą przyczynę śmierci, wyprzedzając zgony z powodu choroby nowotworowej, zawału serca i wypadków drogowych. W sumie co roku w krajach Unii zabija się 1.200 tys. poczętych dzieci. Tylko w Irlandii i na Malcie aborcja jest zakazana. W 14 krajach Wspólnoty Europejskiej jest dopuszczalna w określonych okolicznościach, a w 11 dokonuje się jej na życzenie. Krajami Unii, w których odnotowano w ciągu ostatnich 15 lat najwięcej przypadków przerywania ciąży, są: Wielka Brytania, Francja, Rumunia i Włochy. Jednak najmniej chwalebny rekord przypadł Hiszpanii, gdzie w ostatniej dekadzie liczba aborcji wzrosła o co najmniej o 115% pl.radiovaticana.va


Na terenie Unii Europejskiej co minutę morduje się 25 nienarodzonych dzieci. W ciągu ostatniego dziesięciolecia w łonach matek rozdarto na kawałki, zatruto i spalono żywcem ponad 13 milionów istot ludzkich. Takie są wyniki badań podane w raporcie Europejskiego Instytutu Polityki Rodzinnej. Raport mówi: „Te liczby mówią o tysiącach osobistych, rodzinnych i społecznych dramatów, wobec których społeczeństwo nie może pozostawać obojętne”. Dane te całkowicie obalają slogan propagandowy utrzymujący, jakoby stosowanie antykoncepcji zmniejszało liczbę aborcji. Liczba aborcji jest większa właśnie w krajach, gdzie szeroko propaguje się i stosuje antykoncepcję. na podstawie: www.obichajtese.org

Nie jesteśmy zobowiązani do respektowania niesprawiedliwych praw. Nie musimy więc przestrzegać ustawy o aborcji, ponieważ nie jest ona moralnie wiążąca – stwierdził prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Kard. Antonio Cañizares wziął udział w kursie letnim w Aranjuez w Hiszpanii, który co roku organizuje Uniwersytet Króla Juana Carlosa z Madrytu. Wskazał przy tej okazji, że tak jak dziś przepraszamy za niewolnictwo, podobnie kiedyś będziemy przepraszać za ofiary aborcji. „Ustawy, które nie chronią życia lub są mu przeciwne nie są godne szacunku. Kiedy ustawa cywilna uznaje aborcję lub eutanazję za zgodne z prawem, to przestaje być prawdziwą ustawą cywilną moralnie wiążącą. Nie jesteśmy zobowiązani do zachowywania praw, które są niesprawiedliwe” – powiedział kard. Cañizares. Nie jest to „nieposłuszeństwo obywatelskie, ale zwyczajna obrona społeczeństwa” – podkreślił watykański dostojnik. Aborcja jest jedną z największych niesprawiedliwości. Podobnie jak dzisiaj „wstydzimy się za czasy niewolnictwa, to nadejdą dni, kiedy będziemy żałowali tych milionów aborcji”, dokonanych w oparciu o „antyludzkie i antyspołeczne ustawy”. Społeczeństwo okryje się wówczas wielkim wstydem z powodu „prawnie ustanowionej kultury śmierci... Naród, który zabija swoje własne dzieci jest narodem bez przyszłości” – stwierdził kard. Cañizares. Przypomniał z obrzydzeniem oklaski, jakie rozległy się w hiszpańskim parlamencie po przyjęciu ustawy o aborcji. „Jak można oklaskiwać ustawę, która zezwala na zabijanie?” – pytał zebranych.

Kard. Antonio Cañizares poinformował o przygotowaniach do światowego czuwania modlitewnego w intencji życia. Odbędzie się ono pod koniec roku i prawdopodobnie weźmie w nim udział Benedykt XVI. 

M. Raczkiewicz CSsR, Madryt

pl.radiovaticana.va


Siostrzenica Martina Luthera Kinga o aborcji i rasizmie

“Wiadomość, którą chcę się z wami podzielić, wypływa z mojego serca, z miłości do życia i do rodziny, a także z wrodzonego poczucia obowiązku obrony najbardziej kruchej części społeczeństwa.

Moja dzisiejsza mowa i moja praca jako aktywistki praw obywatelskich opierają się o trzy bardzo proste prawdy:

- że każda istota ludzka jest godna szacunku z tego powodu, że jest osobą;
- że życie ludzkie nie staje się nigdy ani bardziej ani mniej ludzkie niż jest;
- że każde życie ludzkie zaczyna się od poczęcia.

Z tych trzech stwierdzeń wynika, że każde życie ludzkie – narodzone lub nie – ma prawa, które powinny być respektowane przez społeczeństwo i chronione prawem.

Żal z wyrządzonego zła jest pierwszym krokiem ratowania duszy. Jest on również pierwszym krokiem do przemiany kultury. Wiem to, ponieważ obserwowałam jak moja kultura, moja Ameryka, zmieniała się podczas mojego życia.

Tak wiele przemian…Przelewanie krwi i ból serca były konieczne, bo wielu Amerykanów uważało, że Afroamerykanom nie należał się szacunek. Byliśmy poniżani, bici i linczowani. Zabijano nas, bo byliśmy uważani za podludzi. Tak samo jest z życiem nienarodzonych dzieci – są one linczowane jeszcze zanim przyjdą na świat.

Rasizm dotknął jednak nie tylko Afroamerykanów, naznaczył bowiem przede wszystkim sumienia oprawców. Kłamstwa rasistów czyniły ich życie wygodniejszym, więc coraz bardziej brnęli oni w tym kierunku. Stali się zależni od swoich kłamstw. W efekcie zaczęli wierzyć w to, co w sercu rozpoznawali jako sprzeczne z prawdą. Dokładnie tak samo dzieje się w dzisiejszych czasach z kłamstwami na temat aborcji.

Obecnie nienarodzone dzieci są postrzegane tak, jak dawniej Murzyni – najlepiej by byli poza zasięgiem wzroku i umysłu, przynajmniej do czasu, kiedy sami przypomną o nieprawościach, których się dopuszczamy. Zwolennicy aborcji stoją przed tym samym problemem, z którym borykali się rasiści – jest to problem zafałszowania rzeczywistości. Nienarodzone dzieci nie odchodzą w nicość. Wysiłki przemysłu aborcyjnego skupiają się więc na tym, by zaprzeczyć, że te wykorzystywane i dyskryminowane osoby naprawdę są ludźmi.

Ale co jeśli nie damy już więcej rady pozbawiać racjonalizmu i usprawiedliwiać wszystkie straszne czyny, które popełniamy od lat? Podobnie jak pani dyrektor jednej z klinik aborcyjnych w Teksasie, która zrezygnowała z pracy, gdy zobaczyła ultradźwiękowy obraz zabijanego tam dziecka! Co jeśli prawda stanie się tak oczywista i poruszająca, że społeczeństwo nie będzie już dłużej mogło patrzeć z obojętnością na ten zakłamany świat? Cóż.. Wtedy będziemy musieli zrobić to, co jest sprzeczne z ludzką naturą – uniżyć się i przyznać, że nasze drogi były złe.

Dokładnie to uczynił mój kraj w wyniku działań ruchu praw obywatelskich. Ameryka zmieniła się, ponieważ żyjący w niej ludzie zostali poruszeni w głębi serca – serca, o których Biblia mówi nam, że jest w nich zapisane prawo Boże. Możemy próbować zagłuszyć swoje sumienie, indoktrynować swój umysł tak, byśmy już nie umieli rozsądnie myśleć, ale zdolność do odróżniania dobra od zła została powierzona każdemu z nas. To właśnie ona, ta świadomość moralna, przemieniła kulturę amerykańską i podejście do rasizmu.

Jestem przekonana, że ta sama moralna świadomość może przemienić każdą kulturę, w której dopuszczalna jest aborcja. Nie stanie się to w ciągu jednej nocy, ale proces ten trwa już teraz.

W naszych sercach możemy go już przeczuwać. Zbyt długo odwracaliśmy się w drugą stronę i nie chcieliśmy się angażować w tą sprawę. Uspokajaliśmy samych siebie, że ludzie nigdy nie zmienią swojego podejścia do aborcji. Jestem tu po to, żeby powiedzieć wam, że to nie jest prawda! Widziałam już taką zmianę – we mnie samej, w innych ludziach, w moim narodzie. To, co się stało z niewolnictwem i rasizmem, dzieje się teraz z aborcją. Ludzie sprawujący władzę, którzy mogą bronić prześladowanych, muszą to robić, bo jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem. To, co spotyka drugiego człowieka, spotyka także i nas.

Dr. Martin Luther King, Jr. napisał z celi więziennej: “nieprawość w dowolnym miejscu grozi nieprawością na całym świecie”. Niezależnie od tego czy dziecko jest zabijane w Birmingham w Alabamie, czy w Birmingham w Anglii, ta aborcja jest zawsze zamachem na to co mój wujek nazywał Ukochaną Społecznością.

Mój wujek Martin miał marzenie. Marzył o tym, byśmy żyli zgodnie z tym co jest oczywiste – że wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi. Wzywał Amerykę aby przyznała się do swych błędów i odwróciła się od nich.

Dzisiaj wzywam wszystkich nas, niezależnie od narodowości, rasy, czy religii, do przyznania, że źle postępujemy i do odwrócenia się od tych błędów. Jestem przekonana, że odbieranie prawa do życia jest największą nieprawością, z jaką musimy się zmierzyć w dzisiejszym świecie. W zabijaniu nie ma litości ani współczucia. Nie ma sprawiedliwości w wykluczaniu ludzi z rasy ludzkiej.

Na koniec mam jedno pytanie: Jak takie marzenie może trwać – marzenie o równości wszystkich ludzi – jeżeli zabijamy własne dzieci? Jak to marzenie może być nadal żywe, jeśli odbieramy innym podstawową ludzką godność i szacunek? Jak to marzenie może przetrwać, jeśli nie wstawiamy się za nimi?”

Dr. Alveda King


Źródło:
www.europe4christ.net



"Wzrok mój spoczywa na nim" (cz. III)




Objawienia Pana Jezusa, które otrzymywała siostra Faustyna od 1929 r. do swej śmierci w roku 1938, a więc przez dziewięć lat, obejmowały też szereg poleceń: Pan Jezus dyktował jej modlitwy i formy czci swego miłosierdzia, które chciał, by zostały rozpowszechnione dla pożytku duchowego, pociechy i zbawienia wielu dusz.

Koronka do miłosierdzia Bożego

Pierwsza modlitwa podyktowana przez Pana Jezusa, którą zanotowała św. Faustyna w swoim Dzienniczku, brzmi: „O Krwi i Wodo, któraś wytrysnęła z Serca Jezusowego jako zdrój miłosierdzia dla nas – ufam Tobie”. Pan Jezus dołączył do niej obietnicę: „Kiedy odmówisz tę modlitwę za jakiego grzesznika z sercem skruszonym i wiarą, dam mu łaskę nawrócenia” (Dz. 186-7). Przekazaniu koronki do miłosierdzia Bożego towarzyszyło przejmujące objawienie, które miało miejsce 13 września 1935 r.: „Wieczorem, kiedy byłam w swojej celi, ujrzałam anioła, wykonawcę gniewu Bożego. Był w szacie jasnej, z promiennym obliczem, obłok pod jego stopami, z obłoku wychodziły pioruny i błyskawice do rąk jego, a z ręki jego wychodziły i dopiero dotykały ziemi (...). Zaczęłam błagać Boga za światem słowami wewnętrznie słyszanymi (Dz. 474). Kiedy się tak modliłam, ujrzałam bezsilność anioła, i nie mógł wypełnić sprawiedliwej kary, która się słusznie należała za grzechy. Z taką mocą wewnętrzną jeszcze się nigdy nie modliłam jako wtenczas. Słowa, którymi błagałam Boga, są następujące: »Ojcze przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, za grzechy nasze i świata całego; dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas«” (Dz. 475). Następnego dnia Pan Jezus powiedział: „Ile razy wejdziesz do kaplicy, odmów zaraz tę modlitwę, której cię nauczyłem wczoraj (...). Ta modlitwa jest na uśmierzenie gniewu mojego” (Dz. 476), po czym podał dokładny sposób odmawiania koronki na różańcu; to jest ten, który znamy dzisiaj. We wrześniu 1936 r. Pan Jezus przekazał Faustynie obietnice, które daje, odmawiającym tę modlitwę: „Odmawiaj nieustannie tę koronkę, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego. Pragnę, aby poznał świat cały miłosierdzie moje; niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu miłosierdziu” (Dz. 687). Nieco później dodał jeszcze: „Dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie moje ogarnie je w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie” (Dz. 754). Po krótkim czasie Pan Jezus polecił, aby koronkę odmawiała nie tylko Faustyna, ale również siostry z jej zgromadzenia oraz ich wychowanki. Faustyna zwróciła się w tej sprawie do matki generalnej, ale ta miała zastrzeżenia, czy może nakazać modlitwy jeszcze nie zatwierdzone przez władze kościelne; wyraziła też nadzieję, że ks. Sopoćko wyda broszurkę z koronką, co by ułatwiło jej rozpowszechnienie. A Pan Jezus nalegał: „O, jak wielkich łask udzielę duszom, które odmawiać będą tę koronkę, wnętrzności miłosierdzia mego poruszone są dla odmawiających tę koronkę. Zapisz te słowa, córko moja, mów światu o moim miłosierdziu, niech pozna cała ludzkość niezgłębione miłosierdzie moje. Jest to znak na czasy ostateczne, po nim nadejdzie dzień sprawiedliwy. Póki czas, niech uciekają się do źródła miłosierdzia mojego, niech korzystają z krwi i wody, która dla nich wytrysła” (Dz. 848). Podczas swego pobytu w sanatorium w Prądniku siostra Faustyna doświadczyła naocznie skuteczności koronki dla ludzi umierających: nawracali się, przyjmowali sakramenty, pogodzeni z Bogiem umierali w spokoju. Tą modlitwą mogła ogarniać nawet ludzi znajdujących się daleko, a ukazanych jej w wizji wewnętrznej. Raz, gdy skarżyła się Panu Jezusowi, że tylu ludzi Go nie zna, nie kocha, jak „lecą na oślep w straszną przepaść piekielną”, Pan jej odpowiedział: „Przez odmawianie tej koronki zbliżasz ludzkość do Mnie” (Dz. 929). Jakim skarbem jest więc ta modlitwa i jakie szczęście, że ją znamy, odmawiamy i możemy rozpowszechniać wśród tych, którzy jeszcze nie poznali tego daru miłości Bożej.

Godzina miłosierdzia

Pewnego dnia, gdy Faustyna rozważała śmierć Pana Jezusa na krzyżu, usłyszała Jego słowa: „O trzeciej godzinie błagaj mojego miłosierdzia, szczególnie za grzeszników, i choć przez krótki moment zagłębiaj się w mojej męce, szczególnie w moim opuszczeniu w chwili konania. Jest to godzina wielkiego miłosierdzia dla świata całego. Pozwolę ci wniknąć w mój śmiertelny smutek; w tej godzinie nie odmówię duszy niczego, która Mnie prosi przez mękę moją” (Dz. 1320). Później Pan Jezus bliżej określił, jakiego by chciał uczczenia tego momentu ofiary, odkupienia, zadośćuczynienia Ojcu, największego miłosierdzia dla ludzi, który miał miejsce w Wielki Piątek o godzinie piętnastej: „Ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, uwielbiając i wysławiając je; wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo w tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych; w tej godzinie stała się łaska dla świata całego – miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość. Córko moja, staraj się w tej godzinie odprawiać drogę krzyżową, o ile ci na to obowiązki pozwolą; a jeżeli nie możesz odprawić drogi krzyżowej, to przynajmniej wstąp na chwilę do kaplicy i uczcij moje serce, które jest pełne miłosierdzia w Najświętszym Sakramencie; a jeżeli nie możesz wstąpić do kaplicy, pogrąż się w modlitwie tam, gdzie jesteś, chociaż przez króciutką chwilę. Żądam czci dla mojego miłosierdzia od wszelkiego stworzenia, ale od ciebie najpierw, bo dałem ci najgłębiej poznać tę tajemnicę” (Dz. 1572). Ze słów Pana Jezusa wynika, że sposobem uczczenia tej chwili nie musi być koniecznie odmówienie koronki, ale w zależności od sytuacji i możliwości każdy powinien choć na moment znaleźć się duchowo u stóp krzyża. Modlitwa w godzinie miłosierdzia to nie tylko wspomnienie faktu sprzed prawie dwóch tysięcy lat, ale uświadomienie sobie lub ożywienie tej świadomości, że odkupienie człowieka przez Syna Bożego, pojednanie go z Ojcem, zadośćuczynienie Ojcu za grzech świata dokonuje się stale, że miłosierdzie Boże, objawione najgłębiej przez śmierć krzyżową Jezusa Chrystusa, obejmuje wszystkich ludzi wszystkich pokoleń i wieków, aż do skończenia świata. A to bicie zegara odmierzającego nasz ziemski czas aż do momentu, gdy przeminie doczesność, a nastanie wieczność, ma nam uświadamiać, że Pan Jezus umiera mistycznie zawsze, wszędzie, gdzie jest człowiek, stale na ołtarzach świata ofiarowuje się Ojcu za grzeszną ludzkość. Trzeba wtedy choć na chwilę przystanąć duchowo i pomyśleć ze czcią i wdzięcznością o tym, że śmierć Jezusa była za mnie, żebym ja nie umarł na wieki ciemności. Co więcej, otwarła strumienie miłości i łaski Trójcy Świętej, które spływają na mnie od chwili mojego chrztu. Ten moment uczczenia szczytu miłosierdzia Bożego w śmierci Jezusa o godz. 15 powinien wejść w obyczaj każdego chrześcijanina. Pan Jezus prosił o tę chwilę nie tylko Faustynę – zwraca się z tą prośbą do każdego człowieka.

Święto Miłosierdzia

Gdy Pan Jezus zlecił Faustynie namalowanie swego obrazu, 22 lutego, po raz pierwszy wyraził życzenie, aby druga niedziela po Zmartwychwstaniu była obchodzona jako święto Miłosierdzia Bożego: „Ja pragnę, aby było Miłosierdzia Święto (...). Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być Świętem Miłosierdzia” (Dz. 49). To święto jest jeszcze jednym źródłem łaski i zmiłowania Bożego dla ludzi, a – jak dotąd – za mało znane i doceniane. Pan Jezus tak mówił do Faustyny: „Zbierz wszystkich grzeszników z całego świata i zanurz ich w przepaści miłosierdzia mojego. Pragnę się udzielać duszom, dusz pragnę, córko moja. W święto moje – w święto Miłosierdzia – będziesz przebiegać świat cały i sprowadzać będziesz dusze zemdlone do źródła miłosierdzia mojego. Ja je uleczę i wzmocnię” (Dz. 206); „Święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego i jest zatwierdzone w głębokościach zmiłowań moich. Wszelka dusza wierząca i ufająca miłosierdziu mojemu dostąpi go” (Dz. 420). Ze świętem Miłosierdzia związane są największe obietnice Pana Jezusa: „W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia mojego; która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar; w tym dniu otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat” (Dz. 699). Możliwość uzyskania odpustu zupełnego w tym dniu Pan Jezus potwierdził jeszcze raz w widzeniu w 1937 r. Jak kult miłosierdzia Bożego poprzez obraz Jezu, ufam Tobie i koronkę zapuścił głębokie korzenie w duchowości chrześcijańskiej naszych czasów, tak święto Miłosierdzia jeszcze nie jest dość znane; życzenie Pana Jezusa wymaga gorliwszego przekazu tym, którzy o nim nie wiedzą; to zadanie nie tylko dla duszpasterzy, ale dla wszystkich czcicieli miłosierdzia Bożego. Pan Jezus się skarży: „Dusze giną mimo mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia mojego, zginą na wieki. Sekretarko mojego miłosierdzia, pisz, mów duszom o tym wielkim miłosierdziu moim, bo blisko jest dzień straszliwy, dzień mojej sprawiedliwości” (Dz. 965); „Święto Miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich dla pociechy świata całego” (Dz. 1517).

Sługa dobry i wierny, który zna wolę swego Pana

Ksiądz Michał Sopoćko, spowiednik siostry Faustyny, wiedział od niej, że Pan Jezus jemu powierzy rozpowszechnienie orędzia o miłosierdziu Bożym w Kościele i na świecie. Wizjonerka uprzedziła go, że czeka go wiele pracy, wysiłków i niepowodzeń, ale w tej misji nie ma ustawać ani się zniechęcać. Po ostatnim widzeniu z nią, krótko przed jej śmiercią, ks. Sopoćko zapisał w swoim notatniku: „Mam nie ustawać w szerzeniu kultu miłosierdzia Bożego, a w szczególności dążyć do ustanowienia święta w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nigdy nie mogę powiedzieć, że uczyniłem dosyć. Choćby się spiętrzyły największe trudności, choćby się zdawało, że sam Bóg tego nie chce, nie można ustawać. Choćby już brakło sił fizycznych i moralnych, nie ustawać. Głębia bowiem Miłosierdzia Bożego jest niewyczerpana i nie wystarczy życia naszego na Jego wysławianie”. Tak czynił do upadłego. Jeszcze podczas wojny napisał traktat o miłosierdziu Bożym, który udało się konspiracyjnie odbić na powielaczu w 500 egzemplarzach. Po przeniesieniu do Białegostoku starał się rozpalić tym kultem wielu teologów i duszpasterzy. Ale sprawa szła opornie. Siostra Faustyna zmarła w murach klasztornych jako nieznana, cicha zakonnica; jej Dzienniczek (jeszcze w rękopisie) poznawały dopiero jej współsiostry. Kolportowane w broszurkach modlitwy i obrazek Króla Miłosierdzia nie zyskiwały wyższej rangi w oczach duchowieństwa przez to, że pochodziły z wizji nieznanej nikomu zakonnicy. Natomiast przeciw tekstom modlitw i samej myśli otoczenia kultem jednego z przymiotów Bożych, jakim jest miłosierdzie, podniosły się głosy teologów. Ksiądz Sopoćko w swych staraniach dotarł do kardynała Augusta Hlonda i pozyskał jego przychylność dla sprawy. Śmierć prymasa Hlonda wstrzymała bieg starań; niemniej jego następca, prymas Stefan Wyszyński, na wniosek ks. Sopoćki zwrócił się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o aprobatę dla kultu i święta Miłosierdzia Bożego. Silnym argumentem były głosy i petycje wiernych na rzecz tego kultu, nadsyłane nie tylko z Polski. Prymas Wyszyński, będąc w Rzymie w 1957 r., osobiście złożył w Kongregacji św. Oficjum odpowiednie pisma i odniósł wrażenie, że sprawa przybierze pomyślny obrót. Ksiądz Sopoćko nie ustawał w zabiegach o pozyskanie przychylności episkopatu Polski dla kultu miłosierdzia Bożego, obrazków Króla Miłosierdzia i ustanowienia święta oraz o opinie dotyczące Dzienniczka siostry Faustyny, którego egzemplarze zostały dostarczone biskupom. Kiedy budziły się jakieś głosy zastrzeżeń co do kultu obrazu, tekstów modlitw itp., ks. Sopoćko śpieszył z wyjaśnieniami. Widział bowiem, jak oddolnie szerzy się nabożeństwo do miłosierdzia Bożego, jak ludziom znękanym wojną i reżimem komunistycznym to nabożeństwo jest bliskie i ile łask dla ludzi, a chwały Bożej przysparza. Sprawy Boże muszą przejść swoją drogę krzyżową, aby odnieść zwycięstwo. Tak się też stało z kultem miłosierdzia Bożego. 6 marca 1959 r. Kongregacja św. Oficjum wydała notyfikację, w której polecała powstrzymanie rozpowszechniania obrazów i pism przedstawiających nabożeństwo do miłosierdzia Bożego w formach przekazanych przez siostrę Faustynę. Wcześniej prymas Wyszyński otrzymał pismo z Kongregacji dodające jeszcze polecenie usuwania obrazów Króla Miłosierdzia, niewprowadzania święta miłosierdzia Bożego i upomnienia ks. Sopoćki, by nie szerzył więcej tych objawień i nabożeństwa. Zdawało się, że „causa finita” – sprawa skończona. Ksiądz Sopoćko przyjął werdykt Stolicy Apostolskiej z całą pokorą, przestając działać, ale nie przestając wierzyć w zwycięstwo prawdy. Widział szczery żal tych, którym nabożeństwo do miłosierdzia Bożego dało wiarę, w których obudziło nadzieję i rozpaliło miłość do Boga, a miłosierdzie dla bliźniego. Dla tych osób wielką otuchą stało się otwarcie procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji siostry Faustyny Kowalskiej 21 października 1965 r. przez arcybiskupa krakowskiego Karola Wojtyłę. W trakcie procesu wiele dokumentów uzupełniono, wiele spraw i nieporozumień wyjaśniono na korzyść tego, o co zabiegał ks. Sopoćko. W dwa lata później diecezjalny proces został uroczyście zakończony i jego akta przesłane do Kongregacji do spraw Świętych do Rzymu, gdzie zaczął się proces beatyfikacyjny. Ksiądz Michał Sopoćko poza pracami związanymi z procesem sługi Bożej, a jego penitentki, którą uważał za świętą jeszcze, gdy żyła, oddawał się pracy dydaktycznej w seminarium duchownym w Białymstoku, a później duszpasterstwu i pracy charytatywnej. Nadal miał na sercu życzenie Pana Jezusa, aby zostało ustanowione święto Miłosierdzia Bożego, a to leżało wyłącznie w kompetencji władzy duchownej. Sam kult miłosierdzia Bożego, obrazki Jezu, ufam Tobie, koronka do miłosierdzia Bożego rozpowszechniały się oddolnie, docierając do innych krajów i kontynentów, wszędzie przynosząc wielkie duchowe owoce. Ksiądz Sopoćko, już schorowany, nie ustawał w głoszeniu wielkości miłosierdzia Bożego, ale zdawało mu się, że dzieła do końca nie doprowadził. Po ludzku tak można było sądzić. Faustyna, umierając, przekazała orędzie jemu, on zaś nie miał komu. Zmarł w Białymstoku 15 lutego 1975 roku. Ziarno musiało obumrzeć. A owoce posypały się jak z dojrzałego kłosa: cofnięcie notyfikacji 15 kwietnia 1978 r., wybór Karola Wojtyły, wielkiego czciciela miłosierdzia Bożego i siostry Faustyny, na papieża 16 października tegoż roku, jego encyklika Dives in misericordia w roku 1980, beatyfikacja siostry Faustyny w 1993 r. i kanonizacja w roku 2000. Ksiądz Michał Sopoćko sługą Bożym w 1993 i błogosławionym 28 września 2008 r. „Całe XX stulecie – mówił Jan Paweł II – było naznaczone jakimś szczególnym działaniem Boga, który jest Ojcem «bogatym w miłosierdzie»” (Pamięć i tożsamość). To miłosierdzie objawione zostało ze szczególną mocą, aby stać się pociechą ludu Bożego na czas wielkiego zmagania się dobra ze złem, którego jesteśmy świadkami. Błogosławiony Michał mówi do nas też na pociechę i umocnienie: „Wola Boża spełni się w całej swojej rozciągłości i żadne potęgi świata ani duchów ciemności nie zdołają planów Bożych pokrzyżować” (list do Faustyny z 1936 r.).

Źródła: ks. Henryk Ciereszko: „Życie i działalność księdza Michała Sopoćki”, Kraków 2006; Jan Grzegorczyk: „Dziurawy kajak”, Poznań 2006.






"Wzrok mój spoczywa na nim" cz. II



To była rzecz bez precedensu w historii, ażeby Pan Jezus zwrócił się do człowieka z prośbą o namalowanie swego wizerunku i pokazał, jak chce być na tym obrazie przedstawiony. Zdarzyło się to 22 lutego 1931 r. w Płocku, a polecenie Jezusa otrzymała siostra Faustyna Kowalska.

Pan Jezus zaczął się ukazywać siostrze Faustynie 7 lipca 1929 r. Pierwszy raz miało to miejsce nad jeziorem w Kiekrzu pod Poznaniem, gdzie wizjonerka przez krótki czas zastępowała siostrę kucharkę. Kolejny raz ujrzała Go w Płocku 22 lutego 1931 r. Faustyna następująco opisuje to widzenie: „Wieczorem, gdy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. Po chwili powiedział mi Jezus: »Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także tu, na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić jej będę jako swej chwały«” (Dz. 47-48). Gdy spowiednik, któremu Faustyna zwierzyła się z tej wizji, zrozumiał ją jako przenośnię, Pan Jezus w następnym objawieniu uściślił swoje żądanie: „Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia. Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie grzesznik. Palą Mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylać na dusze ludzkie” (Dz. 49-50). Siostra Faustyna była przerażona postawionym przed nią zadaniem: nigdy nie miała do czynienia z rysunkiem czy malarstwem. Prosiła Pana Jezusa, aby nie „polecał jej rzeczy tak wielkich, widzisz, żem proszek nieudolny” (Dz. 53). Czas biegł naprzód i Pan Jezus stale się upominał o spełnienie przez Faustynę Swego wymagania: „żeby był namalowany ten obraz, nie mogę zaznać spokoju” – pisała wizjonerka (Dz. 74). Pan Jezus obiecał Faustynie pomoc, ukazując jej w wewnętrznym widzeniu jej przyszłego spowiednika, księdza Michała Sopoćkę: „Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją na ziemi”. Kiedy indziej powiedział o ks. Michale: „Wzrok mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to” (Dz. 90). I rzeczywiście: kiedy siostrę Faustynę władze zakonne przeniosły w maju 1933 r. do Wilna, gdzie spowiednikiem sióstr był ks. Sopoćko, Faustyna doznała umocnienia i pewności, że w pełnej szczerości i posłuszeństwie jemu będzie szła bezpiecznie drogą realizacji planów Bożych. Pan Jezus przynaglał siostrę: „Wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbę dusz w dzień sądu” (Dz. 1954). Gdy Faustyna to powtórzyła w konfesjonale, spowiednik poczuł, że musi wziąć sprawę w swoje ręce. Znał z sąsiedztwa wileńskiego malarza Eugeniusza Kazimirowskiego. Nie należał on do czołówki artystów wileńskich, stanowiących w tych latach środowisko skupiające wybitnych twórców. Ale może to było zrządzenie Boże, ponieważ wybitny malarz chciałby zapewne forsować swoją wizję, a Eugeniusz Kazimirowski, podejmując się tego dzieła, starał się malować ściśle według wskazówek wizjonerki, która pamiętała każdy szczegół swojej wizji. Praca nad obrazem rozpoczęła się 2 stycznia 1934 r. Faustyna w towarzystwie przełożonej lub którejś z sióstr przychodziła jeden lub dwa razy w tygodniu do pracowni malarza. Często uczestniczył w tych spotkaniach również ks. Sopoćko. On też miał pozować malarzowi, gdy chodziło o gesty rąk i układ szaty. Do końca pracy nad obrazem siostra Faustyna pilnowała wszystkich szczegółów i do końca nie była zadowolona. „W pewnej chwili – wspomina – kiedy byłam u tego malarza, który maluje ten obraz, i zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus – zasmuciłam się bardzo, jednak ukryłam to w sercu głęboko”. Po powrocie do klasztoru „zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: »Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?«. – Wtem usłyszałam takie słowa: »Nie w piękności farby ni pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej«” (Dz. 313).

Naczynie łaski

Według zamiarów Bożych obraz miał uprzystępniać prawdę o miłosierdziu – największym przymiocie Boga – i poruszać serca do poznania, uwierzenia, uczczenia i naśladowania miłosierdzia Bożego. Na obrazie Jezus idzie ku człowiekowi, patrzy na niego, niesie mu bezmiar swojej miłości, rozświetla jego drogę (tło obrazu jest ciemne, a Jezus idzie w światłości). Znaczenie obu promieni Pan Jezus wyjaśnił Faustynie: „Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz. Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga” (Dz. 299). Swoje spojrzenie z obrazu Jezus tak wyjaśnił: „Spojrzenie moje z tego obrazu jest takie, jako spojrzenie z krzyża” (Dz. 326). W pewnym momencie prac nad obrazem wyniknęła sprawa napisu na nim, tzn. tego, czy jest on konieczny. Pan Jezus przypomniał wówczas Faustynie, że od początku życzył sobie, aby napis „Jezu, ufam Tobie” był na obrazie uwidoczniony: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie” (Dz. 327). Krótko potem Pan Jezus ukazał wizjonerce związek, jaki zachodzi pomiędzy treścią obrazu a tajemnicą Eucharystii. Siostra Faustyna tak opisuje to doświadczenie: „Podczas Mszy św. w której był Pan Jezus wystawiony w Najświętszym Sakramencie, przed Komunią św., ujrzałam dwa promienie wychodzące z Przenajświętszej Hostii, takie, jakie są namalowane na tym obrazie: jeden czerwony, drugi blady. Odbijały się na każdej z sióstr i wychowankach, jednak nie na wszystkich jednakowo” (Dz. 335). Podobne widzenia Faustyna miała kilkakrotnie. Napis „Jezu, ufam Tobie” to zaproszenie do bezpośredniej rozmowy z Jezusem: On wychodzi do człowieka ze swoją łaską, ukazaną jako promienie, a człowiek może Mu odpowiedzieć tylko ufnością, bo cóż w swojej nędzy ma do ofiarowania Królowi Miłosierdzia, jak tylko swoje zawierzenie? „Jaki miał być tytuł obrazu?” – na rozkaz spowiednika Faustyna zapytała Pana Jezusa. „Król Miłosierdzia” – padła odpowiedź. Obraz był gotów. Pragnieniem Pana Jezusa było, by jak najszybciej mógł przez ten obraz mówić do wszystkich. Ponieważ jednak do publicznego wystawienia go w kościele potrzebne było pozwolenie arcybiskupa, ks. Sopoćko umieścił go tymczasowo w krużganku klasztoru Sióstr Bernardynek przy kościele św. Michała, którego był rektorem. Innych kroków nie podjął. Tymczasem na wiosnę 1935 r. Pan Jezus stanowczo upomniał się o wystawienie obrazu do czci publicznej. Ma to nastąpić w czasie Triduum Paschalnego i w niedzielę przewodnią, a obraz ma być widoczny dla wszystkich modlących się w Ostrej Bramie. Okoliczności ułożyły się pomyślnie. Kustosz Ostrej Bramy poprosił ks. Sopoćkę o wygłoszenie cyklu nauk w tych dniach, a ten się zgodził – pod warunkiem że będzie wtedy wystawiony obraz Króla Miłosierdzia. Tak też się stało. Ksiądz Sopoćko głosił w kazaniach wielkość miłosierdzia Bożego, obraz przystrojony kwiatami wyglądał imponująco, zwracał uwagę wszystkich modlących się, a kazania poruszały serca. Można się było w tych kilku dniach przekonać, że prawda o nieskończonym miłosierdziu Bożym wobec każdego – nawet najbardziej grzesznego – człowieka trafia do serc głodnych miłości, przebaczenia, oparcia i nadziei. W Wielki Piątek siostra Faustyna ujrzała w widzeniu, jak Pan Jezus z obrazu ożył, a promienie wychodzące z Jego serca przenikały do serc ludzkich. Po zakończeniu uroczystości obraz musiał wrócić do klasztoru Bernardynek, nie było bowiem zezwolenia arcybiskupa na jego cześć publiczną. Ordynariusz wileński arcybiskup Romuald Jałbrzykowski ociągał się z decyzją, nie przekonany co do autentyczności objawień otrzymywanych przez siostrę Faustynę, zwłaszcza że jeszcze stale trwały, a tymczasem Pan Jezus nalegał coraz bardziej na rozpowszechnienie tego danego przezeń „naczynia miłosierdzia”. Dopiero po wielu usilnych staraniach ks. Sopoćki obraz został poświęcony i umieszczony w kościele św. Michała w Wilnie – w niedzielę przewodnią 4 kwietnia 1937 r. Pod koniec 1937 r. Pan Jezus powiedział Faustynie: „Już jest wiele dusz pociągniętych do mojej miłości przez obraz ten. Miłosierdzie moje przez dzieło to działa w duszach” (Dz. 1379). Siostra Faustyna była już wtedy w Krakowie, przeniesiona do tamtejszego klasztoru ze względu na pogarszający się stan jej zdrowia. Po jej wyjeździe z Wilna ks. Sopoćko nie zaprzestał starań o szerzenie kultu miłosierdzia Bożego. W oparciu o naukę Kościoła napisał broszurkę o tym przymiocie Boga i wydał ją, umieszczając na okładce odbitkę obrazu Króla Miłosierdzia. Pragnął, aby to dziełko trafiło do rąk tych, którzy sami przejąwszy się czcią miłosierdzia Bożego, przekażą ją innym. Siostra Faustyna, już ciężko chora, bardzo ucieszyła się z tej książeczki i napisała swemu kierownikowi duchowemu: „O, jak niezmiernie rozradował się duch mój Bogiem, kiedy ujrzałam dzieło to, w którym wiernie i głęboko odbite są życzenia Boże; czuję i wiem, jak wiele zdziałają w duszach ludzkich, ponieważ jest w nich tchnienie Boże”. Ksiądz Sopoćko nie poprzestał na tej jednej publikacji; pisał artykuły, głosił kazania, wydawał obrazki Króla Miłosierdzia z tekstami modlitw podyktowanych wcześniej przez siostrę Faustynę. Ze strony władz kościelnych i duchowieństwa żywszego odzewu nie uzyskał. W stosunku do włożonego ogromnego wysiłku – wyniki oficjalne były znikome. Ale dzieło Boże rosło od dołu. Zapewniał o tym Faustynę sam Pan Jezus, a ona doświadczała niejednokrotnie, jak gorąca modlitwa przed tym obrazkiem wyjednywała wielkie łaski, zwłaszcza nawrócenia. W jednym z ostatnich jej zapisków, w czerwcu 1938 r., czytamy: „Dziś ujrzałam chwałę Bożą, która płynie z obrazu tego. Wiele dusz doznaje łask, choć o nich głośno nie mówią. Choć różne są koleje jego, Bóg otrzymuje chwałę przezeń i wysiłki szatana i złych ludzi rozbijają się i obracają w nicość. Mimo złości szatana miłosierdzie Boże zatriumfuje nad całym światem i czczone będzie przez wszystkie dusze” (Dz. 1789). Siostra Faustyna zmarła w Krakowie 5 października 1938 roku.

Ufność w największym ucisku

Dzieło rozkrzewiania głębszej wiedzy i czci miłosierdzia Bożego spoczęło teraz całkowicie na barkach ks. Michała Sopoćki. Zabiegom oficjalnym czas nie sprzyjał: całą uwagę skupiano na rosnącej groźbie wojny, natomiast właśnie to wiszące nad głowami narodu niebezpieczeństwo skłaniało do szukania nadziei i pomocy w zwróceniu się do miłosierdzia Bożego. Obrazki z wizerunkiem Króla Miłosierdzia rozchodziły się szybko. Rozpowszechniały je siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Wilnie i Krakowie. Dołączone do obrazków krótkie modlitwy podyktowane Faustynie przez Pana Jezusa wchodziły do repertuaru codziennych pacierzy. W poczuciu zagrożenia i braku ufności w moc traktatów oraz sojuszy ludzie szukali oparcia w Miłosiernym i Wszechmocnym. Wybuchła II wojna światowa. Krwawe walki, a potem niebezpieczeństwa czyhające na terenie całego okupowanego kraju, masowe wysiedlenia, deportacje, egzekucje, wywózki do obozów i łagrów, na roboty przymusowe – wszystko to powodowało, że chciano mieć Pana Jezusa Miłosiernego przy sobie w Jego wizerunku i móc Mu powtarzać: „Jezu, ufam Tobie”. Wraz z Polakami obrazek zawędrował daleko poza Polskę i Europę. Zapoczątkował żywy kult miłosierdzia Bożego w Stanach Zjednoczonych. Małe fotografie obrazu namalowanego przez Eugeniusza Kazimirowskiego odbijane były w tysiącach egzemplarzy. Taki właśnie malutki obrazek wzięła ze sobą bł. Natalia Tułasiewicz, jadąc dobrowolnie do Niemiec, żeby towarzyszyć tam Polkom zesłanym na przymusowe roboty. On to właśnie stał się centrum małego ołtarzyka, przy którym schodziły się mieszkanki baraku na wspólne pacierze. Podczas powstania warszawskiego mieszkańcy sąsiadujących ze sobą domów gromadzili się na podwórku, aby przy zaimprowizowanym ołtarzyku Króla Miłosierdzia błagać o zwycięstwo oraz o zaprzestanie walk. Ksiądz Sopoćko, widząc rosnący kult obrazu Króla Miłosierdzia, obawiał się, że obrazek zacznie być traktowany jak rodzaj amuletu, chroniącego od niebezpieczeństw wojny. Ale to się nie stało. Treść obrazu rozumiano trafnie: wzywał słowami „Jezu, ufam Tobie” do modlitwy, wiary, ufności i zawierzenia swego życia Bogu i ukazywał Jezusa tak bliskiego ludziom, zwłaszcza w ich niedoli. Okres powojenny, rachunek strat i nieszczęść, znalezienie się, wbrew woli narodu, w bloku komunistycznym, walka z Kościołem, prawdziwym patriotyzmem i kulturą narodową, narzucany ateizm – wszystko to pogłębiało potrzebę zaufania komuś, kto jest Królem Wszechświata, Historii i Miłosierdzia. Krzepiły słowa Pana Jezusa wypowiedziane w 1938 r. do siostry Faustyny: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje” (Dz. 1732).

Kalwaryjskie ścieżki cudownego obrazu

Ksiądz Sopoćko przeżył szczęśliwie kolejne okupacje w Wilnie i ukrywając się w Czarnym Borze. W 1947 r. został wezwany przez arcybiskupa Jałbrzykowskiego, który rezydował już od 1945 r. w Białymstoku, do pracy w seminarium duchownym w tym mieście. Siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia już wcześniej opuściły Wilno. Obraz Króla Miłosierdzia pozostał w kościele św. Michała w Wilnie. Władze Wilna, które teraz było stolicą Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, postanowiły w 1948 r. zamienić ten kościół, już wcześniej zamknięty, na Muzeum Architektury. Wszystkie przedmioty kultu usunięto lub zniszczono. W 1951 r. Janina Rodziewicz, gorliwa czcicielka miłosierdzia Bożego, przechodząc obok z przyjaciółką Litwinką, zauważyła uchylone drzwi tego kościoła. We wnętrzu świątyni, ogołoconym z dewocjonaliów, kobiety ujrzały, że obraz Króla Miłosierdzia wisi wysoko na pustej ścianie. Po dłuższych pertraktacjach robotnik pracujący w kościele za odpowiednią, dość wysoką, sumę zdjął obraz ze ściany i oddał im. Kobiety szybko go zabrały i ukryły u znajomych. Wkrótce Rodziewicz została aresztowana i w więzieniu spędziła 3 lata. Po swoim uwolnieniu odszukała obraz, który wymagał już konserwacji ze względu na stopień zniszczenia. Pracy tej podjęła się ofiarnie Helena Szmigielska, konserwator zabytków, ale wszystko musiało przebiegać w ścisłej konspiracji. Szmigielska obraz nie tylko odnowiła, ale przy okazji wykonała też jego kopię. W 1956 r. Janina Rodziewicz postanowiła przenieść się do Polski. Przed wyjazdem odrestaurowany obraz przekazała swojemu spowiednikowi, ks. Elertowi. W prywatnym mieszkaniu tego księdza ujrzał go jego konfrater, ks. Józef Grasewicz, znajomy ks. Sopoćki i wielki czciciel miłosierdzia Bożego, który właśnie szukał obrazu do kościoła w Nowej Rudzie koło Grodna. Bez trudu uzyskał bezcenne płótno i powiesił je wysoko na ścianie noworudzkiego kościoła. Dzięki temu kult miłosierdzia Bożego rozkwitł w tej parafii bardzo szybko. I choć ks. Grasewicza wkrótce przeniesiono gdzie indziej, kościół w Nowej Rudzie był czynny nadal; dopiero w roku 1970 władze postanowiły zamienić go na magazyn. Opróżniono zatem świątynię, pozostawiając w środku jedynie obraz Jezusa Miłosiernego, ponieważ znajdował się on wysoko i był kłopot z jego zdjęciem. Ksiądz Grasewicz, czuwający z dala nad losami obrazu, postanowił wydostać go z Nowej Rudy; wiedział jednak, że przywiązani do niego mieszkańcy nie oddadzą płótna bez walki. Ksiądz zamówił więc po cichu kopię obrazu u grodzieńskiej malarki Marii Gawrosz. Kiedy kopia była gotowa, którejś nocy 1985 r. po kryjomu zamieniono obrazy i cudowny oryginał znalazł się w kościele Świętego Ducha w Wilnie. Tam doczekał wolności kultu religijnego, niepodległości Litwy i wielkiego rozwoju czci miłosierdzia Bożego. Ksiądz Sopoćko nie dożył tej chwili. Póki mógł, trwał w kontakcie z ks. Grasewiczem, konsultując z nim każde posunięcie, ale samego obrazu już nigdy nie ujrzał. Siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia z klasztoru w Łagiewnikach (gdzie zmarła i gdzie została pochowana siostra Faustyna), odcięte wojną od Wilna, zamówiły u krakowskiego artysty Adolfa Chyły wizerunek Króla Miłosierdzia do swojej kaplicy. Malarz ów oparł się na opisie słownym z Dzienniczka siostry Faustyny. Obraz różnił się od dzieła Eugeniusza Kazimirowskiego, na co autorowi zwrócił później uwagę ks. Sopoćko, ale artysta od swojej wizji nie odstąpił i uwag nie przyjął. I tym sposobem dysponujemy dwoma obrazami Króla Miłosierdzia: cudownym pierwowzorem w Wilnie oraz również łaskami słynącym obrazem w Łagiewnikach. (cdn.)


Teresa Tyszkiewicz



"Wzrok mój spoczywa na nim"




Jeżeli dziś nie wyobrażamy sobie swego życia bez zawierzenia go miłosierdziu Bożemu, kościoła bez obrazu Jezu, ufam Tobie i przeżycia cięższych chwil bez koronki do miłosierdzia Bożego – to jest to dar Ducha Świętego, działającego przez św. Faustynę i bł. Michała.

Dnia 28 września 2008 r. został wyniesiony na ołtarze ks. Michał Sopoćko (1888 – 1975), kapelan wojskowy, potem profesor seminarium duchownego w Wilnie, a od 1947 r. w Białymstoku, wybitny znawca teologii życia wewnętrznego i ascetyki, znany przede wszystkim jako apostoł miłosierdzia Bożego. Będąc spowiednikiem i kierownikiem duchowym św. Faustyny, pomógł jej rozpoznać misję ukazaną jej w widzeniach i orędziach i wypełnić skierowane do niej życzenia Pana Jezusa, by ponieść w świat prawdę o niepojętym miłosierdziu Boga. W miarę postępu choroby i zbliżającej się śmierci Faustyny przejął to zadanie w swoje ręce. Pomimo niezliczonych trudności, niepowodzeń i niezrozumienia prowadził dzieło dalej. Jeżeli dziś nie wyobrażamy sobie swego życia bez zawierzenia go miłosierdziu Bożemu, kościoła bez obrazu Jezu, ufam Tobie i przeżycia cięższych chwil bez koronki do miłosierdzia Bożego – to jest to dar Ducha Świętego, działającego przez św. Faustynę i bł. Michała.


17 stycznia 1933 r. ks. arcybiskup Romuald Jałbrzykowski, ordynariusz wileński, powierzył ks. Michałowi Sopoćce funkcję zwyczajnego spowiednika sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, mającego swój klasztor na Antokolu w Wilnie. 45-letni kapłan, profesor seminarium, uważany już wtedy za wyjątkowo uduchowionego i gorliwego teologa i duszpasterza, miał bogate doświadczenie w prowadzeniu dusz pragnących bliższej więzi z Bogiem, więc jego nominacja na spowiednika zakonnic była ze wszech miar uzasadniona. Kiedy kilka miesięcy po objęciu przez księdza Sopoćkę funkcji spowiednika, w maju 1933 r., doszła mu jeszcze jedna penitentka, nie wiedział, że zaczyna się nowa karta nie tylko jego życia, ale też powołania. Podchodząc pierwszy raz do konfesjonału ks. Sopoćki, młoda zakonnica drugiego chóru, krótko po złożeniu ślubów wieczystych, spojrzała na spowiednika z radością i uśmiechnęła się, aż ją ów potem nieco upomniał. Z dalszej rozmowy wynikło, że siostra Faustyna, mająca od pięciu lat widzenia Pana Jezusa, z Jego słów dowiedziała się, że właśnie on, ks. Sopoćko, jest wybrany przez Niego na spowiednika wizjonerki: „Oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją na ziemi” (Dz. 53). Kiedy w kolejnych spowiedziach ks. Sopoćko poznał bliżej duchowe przeżycia skromnej, niewykształconej (nie skończyła nawet szkoły powszechnej) zakonnicy, pełniącej w klasztorze obowiązki kucharki i ogrodniczki, stanął wobec sytuacji dla siebie zupełnie nieoczekiwanej, wprowadzającej go w świat wyjątkowych łask mistycznych, które znał dotychczas tylko z pism wielkich mistyków Kościoła. A tu trzeba było doraźnie wziąć odpowiedzialność za rozwój duchowy wybranej duszy, nie zniweczyć planów Bożych wobec niej, być jej oparciem i kierownikiem, bo tego potrzebuje i pragnie, zwłaszcza że Pan Jezus stawia – i to z całą mocą – wymagania konkretnych działań. Nie od razu nastąpiło pełne wzajemne zrozumienie. Dopiero gdy siostra Faustyna otworzyła przed nowym spowiednikiem swoją duszę z całą prostotą i szczerością, niczego nie pomijając, ks. Sopoćko mógł się zorientować w zadaniu, przed którym stoi. Nakazał swej penitentce spisywanie wszystkich objawień, które otrzymuje; słowa, które wyraźnie pochodzą od Pana Jezusa, mają być podkreślone, aby odróżniały się od reszty tekstu, będącego zapisem pobożnych myśli przychodzących wizjonerce na modlitwie. Polecił też opisać przebieg widzeń od samego ich początku, tak, jak je pamięta. Pan Jezus wielokrotnie nakazywał Faustynie bezwzględne posłuszeństwo spowiednikom, więc i w wypadku kierownictwa ks. Sopoćki skrupulatnie wypełniała ona jego polecenia. I dzięki temu powstała dokumentacja orędzia o miłosierdziu Bożym o bezcennym walorze duchowym i teologicznym. Ksiądz Sopoćko zapoznawał się na bieżąco z notatkami Faustyny i analizował je pod kątem widzenia zgodności ich treści z Pismem św. i nauką Kościoła. Będąc wybitnym znawcą teologii i doświadczonym duszpasterzem, podszedł do swego zadania z całą umiejętnością i odpowiedzialnością. Idąc krok za krokiem za przeżyciami mistycznymi swej penitentki, a równocześnie poznając jej sumienie, wrażliwe na każdą najmniejszą niedoskonałość własną, doszedł do przekonania, że ma do czynienia z duszą wybraną i świętą, której Bóg odsłonił cząstkę swej Istoty – miłosierdzie – i powierzył zadanie głoszenia jej światu.


Istota miłosierdzia Bożego

„Miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła rąk moich są ukoronowane miłosierdziem” (Dz. 301); „Jestem Panem w istności swojej i nie znam nakazów ani potrzeb. Jeżeli powołuję stworzenia do bytu – jest to przepaść miłosierdzia mego” (Dz. 85); „Przepełnione są wnętrzności moje miłosierdziem i rozlane jest ono na wszystko, com stworzył” (Dz. 1784). Faustyna, kontemplując ukazane jej tajemnice Boże, pisze: „O Boże niepojęty. Jak wielkim jest miłosierdzie Twoje, przechodzi wszelkie pojęcie ludzkie i anielskie razem; wszyscy aniołowie i ludzie wyszli z wnętrzności miłosierdzia Twego. Miłosierdzie jest kwiatem miłości, w miłości się poczyna, w miłosierdziu się przejawia. Na co spojrzę, wszystko mi mówi o Jego miłosierdziu, nawet sama sprawiedliwość Boża mówi mi o Jego niezgłębionym miłosierdziu, bo sprawiedliwość wypływa z miłości” (Dz. 651); „Poznałam Cię, o Boże, jako źródło miłosierdzia, którym żywi się i karmi wszelka dusza. O, jak wielkie jest miłosierdzie Pańskie, ponad wszystkie przymioty Jego; miłosierdzie jest największym przymiotem Boga, wszystko, co mnie otacza, o tym mi mówi” (Dz. 611). Pan Jezus potwierdził słowa Faustyny: „Wszystko, co mówisz o dobroci mojej, prawdą jest i nie ma dostatecznych wyrażeń na wysławienie mojej dobroci” (Dz. 859).

Działanie miłosierdzia Bożego

Pan Jezus odkrył przed swoją powiernicą nie tylko istotę miłosierdzia Trójcy Świętej, ale również to, co chce zdziałać w duszach ludzkich: „Jak bardzo pragnę zbawienia dusz. (...) Pragnę przelewać swe Boskie życie w dusze ludzkie i uświęcać je, byle one zechciały przyjąć moją łaskę. Najwięksi grzesznicy dochodziliby do wielkiej świętości, gdyby tylko zaufali mojemu miłosierdziu. Przepełnione są wnętrzności moje miłosierdziem i rozlane jest ono na wszystko, com stworzył” (Dz. 1784); „Palą Mnie płomienie miłosierdzia, pragnę je wylewać na dusze ludzkie. O, jaki Mi ból sprawiają, kiedy ich przyjąć nie chcą. (...) Powiedz zbolałej ludzkości, niech się przytuli do miłosiernego serca mojego, a Ja ich napełnię pokojem. Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym. Kiedy dusza zbliża się do Mnie z ufnością, napełniam ją takim ogromem łask, że sama w sobie tej łaski pomieścić nie może, ale promieniuje na inne dusze” (Dz. 1074); „Dusza, które zaufa mojemu miłosierdziu, jest najszczęśliwsza, bo Ja sam mam o nią staranie” (Dz. 1273).

Miłosierdzie dla słabych i grzesznych

„Im większa nędza, tym większe ma prawo do miłosierdzia mojego, a namawiaj wszystkie dusze do ufności w niepojętą przepaść miłosierdzia mojego, bo pragnę je wszystkie zbawić. Zdrój miłosierdzia mojego został otwarty na oścież włócznią na krzyżu dla wszystkich dusz – nikogo nie wyłączyłem” (Dz. 1182). „Niech pokładają nadzieję w miłosierdziu moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia mojego. Córko moja, pisz o moim miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz Mi sprawiają dusze, które odwołują się do mego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, choćby ktoś był największym grzesznikiem, jeżeli on się odwołuje do mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu swoim” (Dz. 1146); „O, gdyby znali grzesznicy miłosierdzie moje, nie ginęłaby ich tak wielka liczba. Mów duszom grzesznym, aby się nie bały zbliżyć do Mnie” (Dz. 1396). „Jestem święty po trzykroć i brzydzę się najmniejszym grzechem. Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem moim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do Mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili serce moje, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie ręki mojej. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenia i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie, i daję im, czego pragną” (Dz. 1728). „Powiedz duszom, gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia, tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawić dalekiej pielgrzymki ani też składać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone – nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza duszę w całej pełni” (Dz. 1448).

Miłosierdzie Boże oczekuje współpracowników

Faustyna rozumiała od początku, że to, co mówi do niej Pan Jezus, nie jest tylko dla niej, ale ma być poniesione dalej: „Ile razy chcesz Mi sprawić radość, to mów światu o moim wielkim i niezgłębionym miłosierdziu” (Dz. 164). To nie ona sama ma to robić, zamknięta w klasztorze i pełniąc w nim najniższe posługi, ale przez jej zapiski z rozmów mistycznych ma w świat pójść dobra nowina o nieskończonym miłosierdziu Bożym, wezwać ludzi do zawierzenia mu i powrotu do Boga: „Córko moja, bądź pilna w zapisywaniu każdego zdania, które do ciebie mówię o moim miłosierdziu, bo to jest dla wielkiej liczby dusz, które korzystać z tego będą” (Dz. 442). Będą korzystać nie tylko osobiście, ale z kolei one innym będą mówić i świadczyć swoim życiem, że Bóg jest miłością miłosierną. „Czyń, co jest w twej mocy, aby grzesznicy poznali moją dobroć” (Dz. 1665); „Walcz o królestwo moje w duszach ludzkich” (Dz. 1483) – to są życzenia Pana Jezusa skierowane do wszystkich chrześcijan, a szczególnie do czcicieli miłosierdzia Bożego. Pan Jezus obiecuje im: „Wszystkim duszom, które uwielbiać będą to moje miłosierdzie i szerzyć jego cześć, zachęcając inne dusze do ufności w moje miłosierdzie – dusze te w godzinę śmierci nie doznają przerażenia. Miłosierdzie moje osłoni je w tej ostatniej walce (...)” (Dz. 1540). A za życia Pan Jezus sam zajmie się ich uświęceniem: „Łaski z mojego miłosierdzia czerpie się jedynym naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma. Wielką Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask” (Dz. 1578). Szczególnie mili Bogu są ci, których ufność jest pełna pokory i uniżenia, prostoty dziecięcej w stosunku do kochającego Ojca i którzy sami ceniąc otrzymane od Niego miłosierdzie, okazują je innym. „Napisz to dla dusz wielu, które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla wszelkiej duszy. Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób, nie dostąpi miłosierdzia mojego w dzień sądu” (Dz. 1317) – więc św. Faustyna urzeczywistniała swoje miłosierdzie ducha przez ofiarę, cierpienie i gorącą, nieustanną modlitwę za grzeszników i niewierzących: „Pragnęłabym wołać na świat cały: »Kochajcie Boga, bo dobry jest i wielkiego miłosierdzia«” (Dz. 1372).

Miłosierdzie Boże znienawidzone przez szatana

Święta Faustyna tak powitała rok 1937: „Wchodzę w ten rok, lęk mnie ogarnia przed życiem, ale Jezus mnie wyprowadza z tego lęku, dając mi poznać, jak wielką chwałę Mu przyniesie to dzieło miłosierdzia” (Dz. 859). Rozwój chwały Bożej i czci miłosierdzia szatan musiał rozumieć jako swoją porażkę. Pan Jezus przestrzega swoją powiernicę: „Czuwaj nieustannie, bo piekło całe wysila się przeciw tobie z powodu dzieła tego, albowiem wiele dusz odwróci się od wrót piekła i będą uwielbiać miłosierdzie moje; ale nie lękaj się niczego, bo Jam jest z tobą, wiedz, że sama z siebie nic nie możesz” (Dz. 639). Kiedy indziej ujrzała św. Michała Archanioła, który jej powiedział: „Zlecił mi Pan, abym miał o tobie szczególne staranie. Wiedz, że jesteś nienawidzona przez zło, ale nie lękaj się. Któż jak Bóg!” (Dz. 706). „Dziś stoczyłam walkę z duchami ciemności o jedną duszę” – pisze św. Faustyna. „Jak strasznie szatan nienawidzi miłosierdzia Bożego, widzę, jak się sprzeciwia całemu temu dziełu” (Dz. 812); „W tej chwili, kiedy piszę te słowa, usłyszałam krzyk szatana: »Wszystko pisze, wszystko pisze, a przez to tyle my tracimy, nie pisz o dobroci Boga, On sprawiedliwy«. – Zawył z wściekłości i znikł” (Dz. 1338).

Czas miłosierdzia

Znienawidzone przez szatana orędzie o miłosierdziu Bożym zostało zapisane przez św. Faustynę, z nakazu spowiednika, w kolejnych sześciu zeszytach. Prostym, dla każdego zrozumiałym językiem s. Faustyna odsłaniała tajemnice Bożego działania w swej duszy i tego, co Bóg chciałby zdziałać w duszach wszystkich ludzi. Kartki te płoną miłością Boga do człowieka. Zostały dane w szczególnie dramatycznym dla ludzkości okresie historii: ostatnie zapiski są z czerwca 1938 r., ale ich wymowa jest nieprzemijająca. Mają być drogowskazem, oparciem, nadzieją, ukazywać oblicze Boga litującego się nad swoim zabłąkanym stworzeniem, Boga miłości i miłosierdzia. „Kiedy raz zapytałam Pana Jezusa, jak może znieść tyle występków i różnych zbrodni i nie karze ich, odpowiedział mi Pan: »Na ukaranie mam wieczność, a teraz przedłużam im czas miłosierdzia, lecz biada im, jeżeli nie poznają czasu nawiedzenia mego«” (Dz. 1160). Faustyna pisze: „Boże upusty uchyliły się dla nas, chciejmy z nich korzystać, nim nadejdzie dzień sprawiedliwości Bożej, a będzie to dzień straszny” (Dz. 1159). „Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie (...). To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło” (Dz. 741).

Za pośrednictwem św. Faustyny Pan Jezus przekazał nie tylko słowa swego orędzia, ale też znaki i pomoce, którymi chce wspierać wszystkich szukających Bożego miłosierdzia i uciekających się do niego. Są to: obraz Jezu, ufam Tobie, modlitwy, a szczególnie koronka do miłosierdzia Bożego, godzina miłosierdzia oraz Święto Miłosierdzia w drugą niedzielę wielkanocną. Realizacji życzeń Pana Jezusa, ich znaczeniu i związanym z nimi obietnicom będą poświęcone następne rozdziały. (cdn.)



Teresa Tyszkiewicz