Subscribe:

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Aborcja i pieniądze



Jak lukratywny może być biznes proaborcyjny, najlepiej widać na przykładzie działalności organizacji Ipas, którą poznaliśmy w wyniku procesu, który Wanda Nowicka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wytoczyła publicystce Joannie Najfeld.

Ipas jako organizacja non profit (nie dla zysku) działa, aby "wspomóc prawa reprodukcyjne i seksualne kobiet oraz ograniczyć śmiertelność kobiet w wyniku aborcji". Innymi słowy, zajmuje się promowaniem nieograniczonego dostępu do aborcji. Co więcej, szkoli personel kliniczny korzystający z ręcznych aspiratorów próżniowych używanych do aborcji, które sam produkuje.

Działa również na rzecz rozszerzenia dostępu do tzw. aborcji medycznej, czyli farmakologicznej. Stara się wpływać na zmianę prawa i polityki aborcyjnej. W tym celu wspiera lokalnych aktywistów i ustawodawców.

W ramach swojej "misji" opracowuje artykuły pojawiające się w publikacjach wydawanych przez proaborcyjne organizacje, które otrzymały za to granty. Czy opublikowane tam artykuły były zatem tekstami informacyjnymi, czy formą zawoalowanej reklamy produktów, które Ipas sprzedaje? Raczej to drugie.

Biznes aparatury aborcyjnej

Sprzedaż aspiratorów Ipas ma się całkiem nieźle. W 2009 r. ich dystrybucja wyniosła prawie 150 tys., a dystrybucja kaniuli (plastikowej rurki dołączanej do aspiratora) – ponad 1 mln. Stało się tak dzięki rozwinięciu szerokiej sieci ponad 60 dystrybutorów i zapewnieniu dostępności produktów w ponad 135 krajach. Ipas utworzył do tego celu nawet dodatkową, niezależną, licencjonowaną firmę z siedzibą w Anglii. W latach 2009--2010 jej przychód osiągnął blisko 10,5 mln dolarów.

Działalności tych grup (określanej "nie dla zysku") trudno nie porównać do działań zwykłej firmy, której na zysku zależy. Bo przecież nie mogą się one zajmować eksportem swoich towarów tak po prostu, mimochodem. Ipas dzięki swojemu charakterowi non profit może otrzymywać ogromne granty i cieszyć się jednocześnie uprzywilejowaną pozycją podatkową. Organizacja sama o sobie pisze, że od ponad 35 lat "jądrem działalności" jest wytwarzanie i dystrybucja aspiratorów. Poza tym firma zatrudnia aż 110 osób i obraca ogromnymi pieniędzmi. W 2009 r. uzyskała ponad 38 mln przychodu, z czego prawie 11 mln pochodziło z rządowych grantów i kontraktów. Na reklamę i promocję wydała ponad 730 tys., na podróże ponad 3 mln, a na wypłaty, kompensacje i świadczenia pracownicze ponad 16 mln. Prezes firmy otrzymała ponad 210 tys. dolarów. Mimo że Ipas uzyskał wtedy "tylko" 529 tys. dolarów zysku (sam zysk ze sprzedaży aparatury aborcyjnej wyniósł prawie 1,2 mln), trudno uwierzyć, że biznes reprodukcyjny jest kiepski. To dobrze płatne zajęcie dla pracowników organizacji, a także czasami dla grup z nią współpracujących.

Oficjalnie Ipas tłumaczy, że "przychody po odjęciu kosztów" są wykorzystywane na poprawę dostępu do usług reprodukcyjnych, jednak może to być de facto uznane za niebezpośredni marketing. Organizacja musi przecież sprzedać swoje produkty i nie da się tu uniknąć posądzenia o konflikt interesów. Lansowanie prawa do aborcji przekłada się przecież na finansowy interes tej organizacji. Do tego posługiwanie się prawami kobiet może być zręcznym posunięciem budującym pozytywny wizerunek.

Opłacani współpracownicy

Nie ma się co dziwić, że wielu podoba się współpraca z Ipas. Firma konsultingowa zatrudniona do dystrybucji produktów zarobiła na niej 265 tys. dolarów. Różne proaborcyjne organizacje otrzymały za rozszerzanie dostępu do aborcji setki tysięcy dolarów.

Siatka Ipas

Jak widać, Ipas współpracuje z różnymi grupami zajmującymi się tzw. planowaniem rodzinnym, z organizacjami społecznymi i dziennikarzami. Prowadził też lobbing w amerykańskim Kongresie. Ponadto współpracuje z ministerstwami zdrowia, organizacjami farmaceutycznymi, organizacjami kobiecymi i agencjami międzynarodowymi (WHO i International Planned Parenthood Federation).

W marcu 2010 r. Ipas (wraz z Planned Parenthood) ufundował panel dyskusyjny na ONZ-owskiej 54. sesji Komisji ds. Statusu Kobiet przy Radzie Gospodarczej i Społecznej, podsumowującej "15 lat po Pekinie". W 2007 r. wraz z innymi organizacjami proaborcyjnymi zorganizował wyjazd komisji doradczej Parlamentu Europejskiego do Nikaragui, aby zaobserwować efekty kryminalizacji aborcji.

Ipas i Federa

Ipas miał również polskich współpracowników. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny była partnerem w zbieraniu danych do przygotowania odpowiedniego raportu. Każdy partner otrzymał za swą pracę 2 tys. dolarów w 2005 r. oraz 2,5 tys. w 2006 r. Co więcej, Ipas zagwarantował jej finansowe wsparcie na tłumaczenie na angielski publikacji Piekło kobiet (2006 r.). Oficjalnie przyznał, że zamknął swój program w Polsce i całej Europie Wschodniej. Jak dotąd, nie udzielił odpowiedzi dlaczego. Być może woli współpracować w ramach Międzynarodowego Konsorcjum na rzecz Aborcji Farmakologicznej, którego zresztą był fundatorem. Organizacja ta w marcu 2010 r. zorganizowała konferencję w Lizbonie zatytułowaną "Rozszerzanie dostępu do aborcji medycznej: Budowanie na dwóch dekadach doświadczeń". Jak pisze Ipas, na konferencji było 170 providerów aborcji i aktywistów z całego świata. Jeden z odczytów zatytułowany był: "Mobilizowanie providerów do politycznego aktywizmu na rzecz aborcji farmakologicznej". Na konferencji obecna była Wanda Nowicka. Sponsorami jej uczestników byli m.in.: Concept Foundation (stworzyła nowy produkt do przeprowadzania aborcji farmakologicznej), Marie Stopes International (największy provider aborcji w Anglii, który w maju 2010 r. wykupił telewizyjną reklamę aborcji), Women on Waves (Kobiety na Falach, które przypłynęły do Polski na statku Langenort w 2003 r.), a donatorem Ipas.

Prawo do zarabiania na aborcji?

Ipas prowadzi bezpośredni i pośredni lobbing, działając na styku sektora publicznego i prywatnego. W przy-padku organizacji zaangażowanych w sprawy zdrowotne transparencja powinna dotyczyć ich wszystkich współpracowników. Status non profit nie powinien tu być parasolem ochronnym. Miejmy nadzieję, że polskie organizacje kobiece, feministyczne, zajmujące się tzw. zdrowiem reprodukcyjnym i seksualnym, ujawnią wszystkie swoje finanse na rzecz otwartej dyskusji aborcyjnej. Będziemy się mogli przekonać, czy pod przykrywką walki o prawo do "własnego brzucha" nie kryje się zwyczajna żądza prawa do zarabiania na aborcji.

Nie oszczędzamy na antykoncepcji Czy to nie skandal?

Po opublikowaniu przez Ministerstwo Zdrowia listy refundowanych leków rozpoczęły się protesty, że brakuje na niej różnych ważnych medykamentów. Niewielu zauważyło, że są za to specyfiki, które być nie powinny. Chodzi o co najmniej kilka środków antykoncepcyjnych, do których dopłacają podatnicy.

Na liście znalazły się hormony tzw. "starej" generacji, które już wcześniej refundowane były pod pretekstem ich stosowania w leczeniu zaburzeń miesiączkowania. Do nich dołączył teraz Levomine – środek stosowany wyłącznie do celów antykoncepcyjnych, czyli de facto w ogóle niebędący lekiem. Oprócz tego, na liście znalazły się "leki" na trądzik: Cyprest, Diane i Syndi. Na ulotce cyprest czytamy, że nie zaleca się jego stosowania jedynie w celu ustnej antykoncepcji. Jak tłumaczy jedna z farmaceutek, pragnąca zachować anonimowość: "Diane i Syndi są, według ulotki, wskazane do leczenia hormonalnego trądziku z zapewnieniem antykoncepcji. Nie zmienia to faktu, że to było i będzie wykorzystywane przez zwolenników antykoncepcji w jednoznacznym celu, pod płaszczykiem leczenia trądziku".

Ministerstwo Zdrowia dotuje leczenie pryszczy

I należy rzeczywiście przyjąć, że tak będzie. Motywowanie umieszczenia wyżej wymienionych środków antykoncepcyjnych leczeniem trądziku brzmi co najmniej niestosownie. W sytuacji powszechnego kryzysu finansów państwowych Ministerstwo Zdrowia decyduje się wspomóc młode kobiety (dziewczęta, ale nie mężczyzn i chłopców), pomagając im w pokryciu kosztów leczenia pryszczy? Nie łudźmy się. To zwykłe naciąganie podatników na wspomaganie multimilionowego sektora farmaceutycznego.

Ministerstwo Zdrowia postanowiło objąć refundacją również Depo-proverę. Farmaceutka wyjaśnia, że "w dużych dawkach stosuje się ją w leczeniu nowotworów, a w mniejszych jako antykoncepcję. Jestem przekonana, że bardzo łatwo w tym przypadku o nadużycie".

Pozostaje więc zadać pytanie, czy Ministerstwo ma zamiar monitorować sposób użycia tych środków, a jeśli tak, to w jaki sposób?


Natalia Dueholm
publicystka, redaktor "Opcji na prawo",
inicjatorka zbierania podpisów pod Listem dziennikarek przeciwko aborcji

www.za-zyciem.pl
Rycerz Niepokalanej 6/2012 , s. 22

rycerzniepokalanej.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.