Żyjemy w świecie anonimowości, gdzie tylu narażonych jest na osamotnienie, gdzie każdy chłodno zamyka się w sobie samym. Bog wzywa Nas do do stwarzania ognisk, do których zaproszony czuje się oczekiwanym i upragnionym, przyjętym i objetym: kochanym! Zawsze kochanym! Kochanym każdego dnia! Kochanym, by nie czuł się już samotnym, wykluczonym, opuszczonym, ale u siebie ponieważ u Boga.
Jesteśmy powolani Kochani do tego, by ofiarować każdemu obecność, by dla każdego byc obecnością - mocną, usilną i prawdziwą.
Dla tych mlodych, pogubionych, poranionych życiem, poszukujących akceptacji i zrozumienia - poszukujących miłości, musimy stworzyc ogniska miłości w atmosferze zwyczajnej, pelnej ciepla rodziny, gdzie będą mogli zdążać ku uzdrowieniu całej swej istoty. Miejsca w którym będą mogli po prostu stawać się sobą mocą Bożego Miłosierdzia.
Czy jest cos niemożliwego dla Boga? Czyż miłosierdzie nie jest czynione dla Nas aby oderwać nas od niemiłości, od znieczulicy? Czyż Miłość nie posunęła sie do samego końca? Czyż nie Wyciągnęła Swych rąk na drzewie Krzyża, byśmy mogli stać się szczęśliwymi, pełnymi miłości ludźmi? Mocą tego Miłosierdzia będziemy żyć ku radości Ojca, przez Serce Syna w światlości Ducha.
W świecie egoistycznym, zimnym, niewzruszonym, gdzie gaśnie ogień miłości, gdzie wyczerpują się żywe źródla serca...Musimy kochani tworzyć z naszych rodzin, naszych wspólnot swoiste pracownie, gdzie wykuwa się narzędzia miłości, gdzie się na co dzień weryfikuje prawdziwość intencji i pragnień. Musimy co dzień, na nowo stawać się świadkami Miłości samego Boga. Nauczyć się dawać, aż do oddania siebie samego. Bez liczenia, bez skąpstwa, bez kalkulowania.
W świecie zarażonym resentymentem i urazami, nienawiścia, zazdrością i zemstą winniśmy żyć mocą wyzwalającej rzeczywistości i wzajemnego przebaczenia sobie.
Pozwólmy Panu by Nas na nowo stworzył w jasności, by nas odnowił w swoim miłosierdziu, by nas odmłodzil swą wieczną młodością.
Pragnę się z Wami podzielić jeszcze świadectwem z ostatniego czasu:
Kiedy przebywałem pierwszy dzień w szpitalu moje łóżko znajdowało sie na korytarzu z braku miejsc. Poczułem się bardzo samotny i opuszczony. I przychodziły chwilę kiedy pytalem sam siebie - "mam setki wpisow w książce tel., ale po co". Był to poniedziałek po niedzieli miłosierdzia. Powiedziałem "Panie Jezu, nie opuszczaj mnie..." Po kilku godzinach przyjechał mój przyjaciel - ksiądz, po Nim przyszła moja przyjaciółka...zaskakujące. Nie pozwolił bym był sam. Sam nie mógł usiąść obok na łóżku więc przysłal Ich. W tych najtrudniejszych momentach Był ze mną w drugim człowieku.
Był wtorek, po obiedzie. Spalem dla zabicia czasu, ale z oczu same płynęły łzy. Z samotności, ale przede wszystkim ze strachu przed zabiegiem...Nagle słyszę że ktoś wchodzi do pokoju do ktorego mnie przeniesiono tuż po pierwszej nocy. Otwieram oczy i dwóch młodych ludzi... Mój kolega, którego de facto poznalem dopiero w marcu przyszedł do mnie ze swoim przyjacielem. Bezinteresownie...Zjawili się jak Aniołowie - choć wydaję mi się, że to właśnie my sami jesteśmy dla siebie takimi Aniolami Stróżmi, którzy nie pozwalają być samemu, plakać z braku obecności kogokolwiek czy odczuwać bezsens życia.
W ciągu niespełna dwóch tygodni w szpitalu przyszło dwanaście osób. Dwanaście jakże różnych osób. Moi Aniolowie, dzieki którym poczulem, że to wszystko ma sens...Dziekuję Kochani za wszystko.
Pan Bog zaskakuje Nas każdego dnia. Warto być człowiekiem miłosierdzia - dobro zawsze wraca - zawsze.
Niech ta Wielka Miłość umacnia Was kochani na drodze Bycia Miłosiernym. Niech Serce Boże otwiera sie w Was każdego dnia na nowo.
+Pax Christi
Grzegorz Polakiewicz
www.radiownet.pl